Uniosła dłoń i dotknęła lewego ucha, w którym tkwił kolczyk o kształcie jaskółki. Coś tam chwilę poprawiała, zerknęła na mnie i pokazała język, radośnie czując do mnie.
Zamknąłem oczy, stworzyłem kolor jej uśmiechu i poczułem, że wraz z kolorem pojawił się zapach. To był zapach mieszanki wschodzącego Słońca, letniej łąki skąpanej w południowym świetle, wieczornego lasu sosnowego i jej herbaty z ziół wszelakich.
Tworzyłem dalej a ona wplotła swój roztańczony szept specjalnie dla nas.
Kwantowe gromady zjawiły się wokół naszego czucia, gotowe by nadać formę współodczuwaniu. I tak zapalały się nowe punkciki na nocnym niebie, niby białe a jednak wszystkobarwne. Pojawiła się wolność zielona jak wiosenna trawa. Wyłoniły się strumienie i wodospady, ogniska iskrzące na wzór miłosnych westchnień, ptaki o kolorowych piórach i głosach szczęśliwych.
Otworzyłem oczy... a wszystko to było, jest i będzie.
Slawomir Podsiadlowski
Zdjęcie własne
Comments