top of page

Solve z farmy duchów.

Zaktualizowano: 5 lut 2023

Na imię mam Einar i pochodzę z Jæren w Rogaland. Moi rodzice mieli niewielką farmę w pobliżu Brusand tuż obok drogi na plaże, ale w 1877 roku sprzedali ją. Wtedy właśnie trwała budowa nowej linii kolejowej Jærbanen, mającej połączyć Stavanger, centralne miasto regionu, z małymi miejscowościami leżącymi na południowym wschodzie Jæren.


W 1878 roku na trasie Jærbanen założono nową stację kolejową Time Station i tam właśnie mój ojciec postanowił się osiedlić. Mama była nawet zadowolona, bo ojciec zbudował dla nas ładny nowy dom niedaleko stacji i dostał pracę w mleczarni Time, która dopiero co została otwarta. Ponieważ wciąż mieliśmy dwa konie i starą furmankę, ojciec otrzymał zadanie z mleczarni, by każdego ranka odwiedzać osiem okolicznych farm i odbierać od nich świeże mleko. Jako pracownikowi mleczarni, ojcu przysługiwało tygodniowe wynagrodzenie za prace, oraz dodatkowo darmowy przydział masła i mleka.

Wkrótce w Time Station otwarto też szkołę, gdyż osiedlało się tam coraz więcej rodzin takich jak nasza. Rodzice zapisali mnie do tej szkoły i tam właśnie poznałem Eryka i Kingę. Chodziliśmy razem do tej samej klasy i szybko zaprzyjaźniliśmy się. Eryk mieszkał w Time już wcześniej zanim powstała stacja kolejowa, zatem dobrze znał wszystkie miejscowe opowieści, tajemnice i ciekawostki.

W wolne dni, chodziliśmy razem na ryby nad jezioro Frøylandsvatn, gdzie czasem zostawaliśmy aż do wieczora paląc ognisko i piekąc ziemniaki. Właśnie podczas jednego z tych wieczorów, Eryk opowiedział nam historię zasłyszaną od swojej babci, o starym Solve z farmy duchów. Śmiesznie było patrzeć na wielkie z przerażenia oczy Kingi, gdy Eryk opowiadał o ponurym starcu, mieszkającym w tak samo jak on ponurym domu, wśród poskręcanych ze starości drzew, w cieniu prastarego kurhanu.


Mimo iż historia o Solve rzeczywiście była dość straszna, poczuliśmy jakąś dziwną ochotę by odwiedzić to miejsce. Tym bardziej, że Eryk wspomniał o starym kurhanie, pradawnym grobowcu w pobliżu chaty Solve, w którym jak powiadają, złożone zostały szczątki dawnych wojowników. Krążyły nawet pogłoski, że Solve jest tak samo stary jak ten kurhan i że kapłani wikingów rzucili na Solve zaklęcia, ustanawiając go wieczystym strażnikiem kurhanu.

Eryk mówił, że Solve mieszka tam od zawsze, wszyscy go znają nawet jego prababcia, i właściwie nikt nie wie ile ten starzec może mieć lat. Jedno było pewne, Solve strasznie się złościł, gdy tylko zobaczył, że ktokolwiek chodzi w pobliżu kurhanu znajdującego się na terenie jego farmy.

Wraz z Erykiem i Kingą postanowiliśmy zrealizować nasz plan i odkryć tajemnicę skrywaną w prastarym kopcu. Starannie przygotowaliśmy się do wyprawy na Kurhan. Zadaniem Kingi, było zaopatrzenie nas w prowiant, my zaś z Erykiem postaraliśmy się o niezbędne narzędzia, jak małe szpadle, świece i lampki oliwne. Ja ze swej strony obiecałem dostarczyć Kindze trochę masła z ojcowskiego przydziału, poza tym uważałem Kingę za najpiękniejszą dziewczynę na świecie i zawsze chciałem być blisko niej. Miała takie długie rude włosy zawsze zaplecione w gruby warkocz, a zieleń jej oczu zdawała się świecić.

Najdogodniejszą dla nas porą na wyprawę, była jedna z jasnych czerwcowych nocy. Zauważyliśmy też, że stary Solve ma w zwyczaju w każdy sobotni wieczór, wybierać się nad jezioro Frøylandsvatn. Miał tam swoją łódkę, na której wypływał aż do wysokości Kvernaland by łowić ryby. To mogło nam dać wystarczająco dużo czasu, by dostać się do kurhanu.


I tak przyszedł czerwiec i koniec roku szkolnego. Kinga dowiedziała się od babci, że w najbliższą sobotnią noc, niebo będzie bezchmurne i Księżyc w pełni. Wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że bardziej dogodnego momentu trudno się spodziewać, zatem postanowiliśmy zrealizować nasz plan.

Całą naszą trójką spotkaliśmy się tamtego sobotniego wieczoru tuż obok stacji kolejowej Time. Eryk niósł na plecach lniany worek wypełniony sprzętem. Ja zaś, miałem ze sobą starą torbę mojego ojca, a w niej przynależny do mnie ekwipunek. Kinga przyszła ostatnia, niosąc ze sobą niewielki tobołek z prowiantem i dwiema litrowymi butelkami wypełnionymi kompotem z suszonych śliwek. Kiedy tak szła w blasku księżyca rozświetlającego jej rude włosy, nie mogłem oderwać od niej wzroku. Była nieco przestraszona, co zdradzały jej ogromne oczy skrzące się zieloną poświatą, mimo to w jej ruchach widać było świadomość i zdecydowanie. Już sam jej widok, był dla mnie ponadczasowym przeżyciem.

Wyruszyliśmy w drogę. Najpierw musieliśmy dojść do Kościoła Time, a potem drogą aż do młyna Footland, skąd już tylko kilkanaście minut marszu dzieliło nas od Kurhanu. Gdy znaleźliśmy się na wysokości Kościoła Time, minął nas jadący w przeciwnym kierunku Solve, udający się właśnie do jeziora Frøylandsvatn. Spojrzeliśmy po sobie zadowoleni z tego, że jak dotąd nasz plan działa wyśmienicie.

Na miejsce dotarliśmy, gdy Księżyc zdążył już wznieść się na tyle wysoko, byśmy mogli dobrze widzieć pole i cel naszej wędrówki. Niewielki pagórek kurhanu majaczył w bladosrebrnym świetle, a tuż obok po jego prawej stronie widzieliśmy zabudowania farmy Solvego. Kilkadziesiąt metrów, dzielących nas od drogi do kurhanu, pokonaliśmy biegnąc pochyleni nisko do ziemi, by w końcu opaść na skraju pagórka. Był to zwyczajny kamienny kopiec niemal w całości przysypanych ziemią i porośnięty trawą. Widzieliśmy wcześniej taki kurhan podczas szkolnej wycieczki do Tinghaug, gdzie prowadzono wykopaliska w 1855 roku. Nasza nauczycielka brała w nich udział i bardzo dużo o tym opowiadała. Rozejrzeliśmy się wokoło, by znaleźć najbardziej dogodne miejsce na rozpoczęcie naszych wykopów. Kinga usiadła na kępie traw, by obserwować zabudowania gospodarcze i ostrzec nas w razie gdyby Solve wrócił wcześniej. My zaś z Erykiem postawiliśmy zapalone lampy oliwne i zaczęliśmy odkopywać darń z zamiarem dostania się do warstwy kamieni. Chcieliśmy zrobić to starannie, żeby nie zostawić po sobie śladów. Ledwo zdążyliśmy oderwać pierwszy solidny kawał darni, gdy usłyszeliśmy głos przerażonej Kingi, oznajmiający, że ktoś idzie w naszą stronę. Spojrzeliśmy w kierunku, który wskazywała jej drżąca dłoń, lecz nie widzieliśmy tam nikogo. Mimo to, dziewczyna upierała się, że widzi zbliżającą się do nas postać. W końcu i my zobaczyliśmy blado siną sylwetkę mężczyzny sunącego w naszą stronę. W pośpiechu zagasiliśmy płomienie naszych lamp i przykucnęliśmy nisko do ziemi. W powietrzu rozszedł się dziwny zapach, jakby fajkowego tytoniu, a my usłyszeliśmy tubalny męski głos. Spojrzeliśmy w kierunku, z którego głos dochodził i zamarliśmy z przerażenia. Przed nami stał Solve, z dużą lampą oliwną w jednym ręku, oraz długim drewnianym kijem w drugim. Kinga chwyciła moją dłoń ściskając ją mocno, a ja objąłem ją ramieniem. Eryk natomiast rzucił wszystkie swoje rzeczy i uciekł wrzeszcząc wniebogłosy. Solve ponownie zapytał, czemu kopiemy na jego ziemi, ale przez nasze zaciśnięte strachem gardła nie chciało przejść ani jedno słowo. Mężczyzna kazał nam zebrać wszystkie nasze rzeczy i pójść za nim. Wprowadził do nas do swojego domu, po czym kazał usiąść wskazując stojące przy stole taborety. Pierwsza fala przerażenia zdążyła nas opuścić. Usiedliśmy przy stole rozglądając się po izbie. Wszędzie na ścianach wisiały jakieś stare obrazy, drewniane płytki pokryte runicznymi symbolami, jeden długi miecz i jakieś fragmenty metalowej zbroi. Solve siadając obok, postawił przed nami dwa kubki z ciepłym mlekiem, zachęcając nas do picia. Spojrzałem na niego i zobaczyłem uśmiechniętą twarz starego mężczyzny, w którego oczach nie było złości. Najwyraźniej także Kinga to dostrzegła, gdyż przestała już tak kurczowo trzymać moją rękę. Całą noc spędziliśmy razem z Solve, na bardzo długich rozmowach. Usłyszeliśmy od niego dziesiątki fascynujących opowieści o miejscu, w którym chcieliśmy kopać. Dowiedzieliśmy się, że farma Solve, należy do jego rodu od ponad 800 lat. Opowiedział nam historię kurhanu i kilku innych miejsc, w których znajdują się ślady ludzi żyjących tu przed wielu wiekami.


Tej nocy staliśmy się przyjaciółmi, a przyjaźń ta trwała jeszcze wiele lat, aż do chwili, gdy Solve opuścił ten świat. Jednym z cudownych owoców tej przyjaźni, jest fakt, że ja i Kinga mieszkamy razem na starej farmie Solvego, a nasze dzieci biegają po kurhanie, który nigdy nie został rozkopany.

Jednego tylko nie potrafiliśmy nigdy wyjaśnić i to do dzisiaj spędza mi sen z powiek. Bowiem wtedy, gdy wyruszyliśmy na farmę Solvego by odkryć tajemnicę kurhanu, to na pewno był sobotni wieczór. Natomiast jak się później okazało, moment, gdy Solve nakrył nas na kopaniu, to było już nocą z niedzieli na poniedziałek. To tłumaczyło, czemu Solve nie był na rybach, ale nic nie tłumaczy faktu, że wtedy zagubił się nam cały jeden dzień. Czyżby kapsuła czasu?





18 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page