top of page

Wojna jest do dupy!! Życie przez dziurkę od klucza.

Zaktualizowano: 9 mar 2020

Stavanger KaftanBlady nyheter 15.08.2018


Wolne Miasto Gdańsk, ostatnie dni sierpnia 1939 roku.

Cały świat ze strachem obserwuje coraz to nowe doniesienia o szaleństwie hitlerowskiej machiny nienawiści. Do Wolnego Miasta Gdańska, już od miesięcy, przemycane są długie składy pociągów wypełnionych bronią, amunicją i żołnierzami w cywilnych ubraniach. Sami Gdańszczanie karmieni płomiennymi przemówieniami wodza, o wielkiej i wiecznej rzeszy, o przestrzeni życiowej dla Niemców, wyższości nordyckiej rasy panów. Powoli zatruwani propagandową trucizną, która wlewana do ich serc niszczy wielopokoleniowe więzy przyjaźni, odbiera nadzieję na pokój. Gdańscy naziści skrycie szykują akcję zbrojną przeciw Polskiej placówce na Westerplatte i Pocztę Polską na starym mieście. Niemieccy socjaliści ze związku zawodowego dokerów, w zmowie z nazistowskimi urzędnikami przygotowują strajk, mający na celu sparaliżowanie ruchu w Gdańskim porcie. Miało to uniemożliwić ewentualne wsparcie dla Polaków od strony morza.


Łucja Kwiatkowska i Hanz Marholz właśnie wracali z Gdańskiego Urzędu, gdzie chcieli zgłosić chęć zawarcia związku małżeńskiego. Obie rodziny bardzo cieszyły się na to wydarzenie. Starsza Pani Marholz, na tę okazję wyciągnęła z kufra swoje białe rękawiczki od sukni ślubnej, które trzydzieści lat temu sama dostała od swojej matki. Mimo upływu lat wciąż śnieżnobiałe, doskonale pasowały na drobną dłoń Łucji. Rodzice narzeczonych czekali na ich powrót w ogrodzie Kwiatkowskich. Ogrodowe stoliki stały nakryte i gotowe do podania obiadu nieco bardziej uroczystego niż zwykle. Pani Marholz, na drugie danie przygotowała zrazy, płaty wołowego mięsa w które zawijała mały kawałek boczku i kiszonego ogórka, po czym dusiła na małym ogniu, aż stawały się kruche. Pani Kwiatkowska miała zadbać o pierwsze danie, wybrała więc żurek według przepisu swojej mamy.

Na stole stały dzbanki z jabłkowym kompotem, doprawionym listkami męty rosnącej tuż obok ogrodowej altany. Pan Kwiatkowski, inżynier pracujący w Gdańskiej Stoczni, dyskutował z panem Marholz na temat sposobu warzenia piwa.

Pan Marholz jako dyrektor słodowni w Gdańskim browarze, doskonale orientował się w tym temacie, i uwielbiał o tym dyskutować. Zwłaszcza że obydwaj trzymali w ręku pokaźnej wielkości kufle, wypełnione Gdańskim piwem.

Radosny nastrój oczekiwania w wręcz sielankowym otoczeniu ogrodowej zieleni, przerwało pojawienie się pary narzeczonych. Zapłakana twarz Łucji i marmurowe oblicze Hanza, nie wróżyły nic dobrego.

Hanz w milczeniu podniósł rękę, w której trzymał zmięty dokument. Pani Marholz, na głos odczytała jego treść „Brak zgody na zawarcie związku małżeńskiego, z osobą niearyjskiego pochodzenia”.


Starówka Wolnego Miasta Gdańska, ze swoją Hanzeatycką przeszłością, budowlami w których widać holenderskie, polskie, niemieckie a nawet rosyjskie ślady, to piękne i zawsze Wolne Miasto, było właśnie brutalnie gwałcone nazistowską nienawiścią.

Od strony Polskiej Poczty, dochodziły odgłosy walki i wystrzałów. Dudniące kanonady dział z Westerplatte, dopełniały ponurą atmosferę umierającej wolności Gdańska. Jeszcze wczoraj obywatele Wolnego Miasta Gdańska polskiego pochodzenia, teraz pędzeni do gmachu Victoria Schule, gdzie zostaną poddani selekcji. Niektórzy z nich dostaną możliwość przyjęcia obywatelstwa rzeszy, inni wywiezieni do Obozu Koncentracyjnego Stutthof. Jest wśród nich rodzina Kwiatkowskich. Pan Kwiatkowski, ze względu na przydatny zawód, zachęcany przez nazistę odzianego w szary mundur, by przyjął obywatelstwo rzeszy. W zamian za jeden podpis na dokumencie, będzie mógł wrócić do domu wraz z rodziną. Za oknem słychać wrzask bojówkarzy w szarych koszulach, mieszający się z rozdzierającym płaczem kobiet i dzieci. Pan Kwiatkowski wciąż ma w oczach twarz córki. Nigdy wcześniej tak nie rozpaczała, jak wtedy gdy zrozumiała, że oto jeden podpis urzędnika skażonego nazistowskim jadem, może zanegować potęgę jej miłości. Kwiatkowski właśnie teraz stanął przed życiową decyzją….


„To nic ukochana moja Łucyjko, to niema znaczenia. Nie istnieje taka siła, która by mogła odebrać nam siebie. Całuję i spijam każdą Twoją łzę wylaną z rozpaczy. Nasze serca nie poddadzą się siłom innym niż ta, którą ofiarowała nam nasza miłość. Jeżeli będziemy płakać, to razem i ze szczęścia, moja piękna Łucyjko. Znajdziemy dla siebie miejsce, i tam będzie nasze mieszkanie z piecem kaflowym, w którym będę palił w zimowy czas. Będziesz nakręcać nasz zegar z kukułką, która policzy nam nasze dzieci. Będziemy przytuleni, wychodzić na spacery nad rzekę, albo na wzgórze z którego widać pięknie świat wokoło. Łucyjko moja kochana, nie płacz już tylko. Bo to my właśnie, jesteśmy nadzieją świata, to dzięki nam świat przetrwa. Tak ukochana, pokonamy nawet tę rozlewającą się szarą nienawiść, bo ona jeszcze nie poznała co to znaczy zakochanie. Bo jej nienawistny wrzask, bezradny staje się wobec Twojego szeptu ukochana moja. Bo my potrafimy dawać życie wiesz?”


Stavanger KaftanBlady nyheter 15.08.2018


99 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page