top of page

Poznajcie panią Annę Spafford z Stavanger.

Dziś trochę nietypowo, zaproszę was na spotkanie z pewną kobietą, której historia może być dla nas solidnym znakiem zapytania i przyczyną do refleksji nad własnym życiem.


Nie jest tajemnicą to, że Norwegia zanim weszła w „erę olejową”, była krajem bardzo ubogim. W 19stym i na początku 20stego wieku, ogromna liczba mieszkańców Norwegii, wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych Ameryki. Dziś, niemal każda norweska rodzina, ma kogoś w USA.


Kobieta o której chcę wam teraz opowiedzieć, urodziła się 16 marca 1842 roku w Stavanger. Jej ojciec był stolarzem kołodziejem, i na obrzeżach Stavanger miał swój mały warsztat. Zaraz po urodzeniu, rodzice zabrali swoją córkę do Stavangerskiej Katedry, tam została ochrzczona i nadano jej imię Anna Tobine Larsdatter Øglænd. Rodzina Anny, jak wiele innych rodzin w tamtych czasach, zdecydowała się wyemigrować do Stanów Zjednoczonych Ameryki. I tak 10 maja 1846 roku, kiedy Ania miała zaledwie 4 lata, wraz z całą rodziną znalazła się na pełnym emigrantów statku parowym Norden, w drodze do Chicago w USA. Kiedy Ania miała 7 lat, zmarła jej matka. Od tej pory Ania wychowywała się w rodzinie zastępczej. Gdy Ania była już nastolatką, zmarł także jej ojciec, i nic nie wskazywało na to, żeby historia Anny miała potoczyć się inaczej, niż historia wielu innych jej podobnych imigranckich dziewcząt.

Wszystko się zmieniło, kiedy Ania poznała znanego i prominentnego prawnika Horatio Gates Spafford. Młody Horatio, był nie tylko znanym i bogatym prawnikiem, był on też bliskim przyjacielem słynnego protestanckiego kaznodziei Dwighta L. Moody ( jeden z najsłynniejszych kaznodziei 19 wieku). Anna i Horatio, pobrali się gdy Anna miała 19 lat. Horatio Spafford, był człowiekiem bogatym, i część swojej fortuny postanowił zainwestować w Nieruchomości, co było świetną lokatą w wciąż rozwijającym się dziesięciotysięcznym wówczas mieście Chicago. Niestety, w roku 1871 przyszedł wielki pożar Chicago, i Spaffdordowie stracili większą część swojego majątku. W tamtym czasie, chorując na szkarlatynę, zmarł ich czteroletni syn. Po fali nieszczęść , Horatio postanowił że wraz z całą rodziną powinni udać się na odpoczynek do Europy. Wiedząc że Pastor Dwight L. Moody wybiera się do Anglii by głosić tam swoje nauki, postanowili mu towarzyszyć. Horatio, kupił bilety na rejs statkiem SS „Ville du Havre” do Anglii, dla siebie, Anny i ich czterech córek, jedenastoletniej Ani, dziewięcioletniej Margaret, pięcioletniej Elisabeth i dwuletniej Tanetty. Niestety ze względu na pewne opóźnienia w działalności Pastora Moody, Horatio nie mógł wypłynąć razem z rodziną. Postanowili że Anna wraz z córkami popłyną w pierwszej kolejności, a Horatio dołączy do nich później.

Środa, 22 listopada 1873, SS „Ville du Havre” odbywał swój rejs przez Atlantyk. W wyniku kolizji z innym statkiem transportowym, SS „Ville du Havre” zatonął a wraz z nim 226 osób znajdujących się na pokładzie. W katastrofie zginęły wszystkie cztery córki Spaffordów. Ocalała jedynie Anna Øglænd Spafford. Żona Horatia przeżyła dzięki unoszącej się na powierzchni oceanu, drewnianej desce. Kiedy uratowana Anna, dotarła do Angli, natychmiast wysłała telegram do Horatia, zaczynając treść telegramu słowami „ocalałam tylko ja”.


Horatio na wieść o tym co się stało, kupił bilet na pierwszy możliwy rejs do Anglii, by dołączyć do żony. Kiedy statek na którym płynął Horatio, mijał miejsce na oceanie, gdzie utonęły jego cztery córki, Horatio ułożył w sercu modlitwę, która później stała się słynnym hymnem śpiewanym przez Ewangelików „it is well with my soul”.



Po tych wydarzeniach, współbracia z kościoła, do którego należeli Anna i Horatio, byli przekonani że Bóg zsyła na nich kary, za jakieś ciężkie przewiny. Z tego powodu, Anna i Horatio opuścili zgromadzenie i stali się religijnymi „outsiderami”. Oboje założyli swój własny domowy kościół, a dołączyło do nich jeszcze 20 innych ich przyjaciół z dawnego zgromadzenia Ewalingelickiego. Anna żyła w bardzo głębokim przekonaniu, że Bóg darował jej życie, gdyż ma jeszcze jakąś misję do wykonania. I tak wszyscy wyjechali do Jerozolimy, by tam się osiedlić. W Jerozolimie, wspólnie założyli małe zgromadzenie „Czekających na Jezusa”. Zbierali się w każdą niedzielę, by z gorącą herbatą oczekiwać w gotowości na nadejście Jezusa. Urodziło im się jeszcze troje dzieci, poza tym Anna i Horatio adoptowali chłopca imieniem Jacob Eliahu, urodzonego w Ramallah, w rodzinie Żydów Tureckich. Jacob Eliahu był odkrywcą słynnej „Inskrypcji Siloam”, którą znalazł (przypadkiem?) brodząc w tunelu sadzawki Siloam, we wschodniej Jerozolimie. Na uwagę zasługuje fakt, iż tunel i sadzawka Siloam, były niezwykle dokładnie badane przez naukowców, i nikt wcześniej nie zauważył inskrypcji na skalnej ścianie tunelu.


Kiedy Horatio już zmarł, Anna bardzo konsekwentnie kontynuowała ich wspólne dzieło. W 1894/95 podróżowała do Chicago, gdzie zwerbowała i ściągnęła do Jerozolimy do swojego zgromadzenia, 133 członków emigranckiego szwedzkiego kościoła Ewangelickiego. Religijna komuna, której przewodniczyła Anna Spafford, zyskała sobie wielu sympatyków. W 1914 roku, Anna przepowiedziała nadejście niewyobrażalnej tragedii i śmierć ogromnej liczby ludzi. Ponieważ zgromadzenie Anny Stafford, żyło w izolacji od świata, kiedy wybuchła pierwsza wojna światowa, co uważano za spełnienie przepowiedni Anny, sam burmistrz Jerozolimy udał się do niej, by jej to zakomunikować. To świadczy o dużym szacunku jakim cieszyła się wówczas Anna.


Na początku lata 1922 r. Anna doznała udaru, i straciła władzę nad prawą częścią swojego ciała, i możliwość mówienia. Jednak już wiosną 1923 roku, zaczęła znowu mówić ale tylko po norwesku. Zmarła w Jerozolimie 17 kwietnia 1923 roku, w wieku 81 lat.


Może dziwicie się, czemu postanowiłem przedstawić wam Panią Annę? Po prostu pomyślałem, że jest to dobry przykład na to, że historia plecie swoje wątki zawsze i wszędzie wybierając ludzi zwyczajnych, umieszczając ich na wielkiej scenie ponad wszelkimi podziałami. I że nawet wtedy, kiedy wszystko wydaje się być przegrane, zawsze jest droga która wiedzie do rozwiązania.



Zatem, chcę życzyć nam wszystkim, siły i pewności tego, że nawet gdy inni osądzają nas jako ludzi grzesznych, przegranych, przeklętych, złych.. że właśnie wtedy rodzi się w naszych sercach diament, i żebyśmy mieli odwagę wyrwać się z krępujących stereotypów, i żyć według własnej wolnej myśli, w poszanowaniu dla innych.

Zatem, udaję się teraz do prywatnych przestrzeni mojej duszy, by poszukać diamentów.


Poniżej zamieszczam zdjęcia Anny, Horatia i naskalnej inskrypcji z Siloam.

Stavanger KaftanBlady 22.11.2018







62 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page