top of page

Latarnia morska na Kvitsøy, czyli jak ważne jest światło gdy wokół ciemność.

Stavanger KaftanBlady 18.09.2019


Dzisiaj chcę dać wam odpocząć nieco od „wiedźmowych” tekstów, i chociaż z trudem mi to przychodzi to uznałem, iż wiedźmie należy się trochę prywatności, a my przywołamy nieco Norweskiej historii.


Zatem dzisiaj chcę wam przedstawić latarnię morską na wyspie Kvitsøy, jednej z dwóch głównych latarni oznaczających wejście do portu morskiego Stavanger. Pisałem wam już o pierwszej z nich, czyli o latarni Tungenesfyr, i niedawno też przedstawiłem kilka fotografii tej latarni, jakie udało mi się zrobić podczas rejsu po Stavangerskich fiordach.


Latarnia Kvitsøy fyr powstała w 1700 roku, czyli wcześniej niż ta na półwyspie Tungenes, i jest jedną z czterech najstarszych latarni morskich w Norwegii, i najstarszą wciąż czynną norweską latarnią.

Budowniczym Kvitsøy fyr, był Henrik Petersen von Fyhren, z którego rodem latarnia ta związana jest do dziś. (W Stavanger wciąż żyją potomkowie rodu Petersen von Fyhren). Henrik Petersen od 1690 roku piastował stanowisko kapitana jednego ze statków floty handlowej, którego portem macierzystym było właśnie Stavanger. Wejście do portu Stavanger, poprzedza dość wąska przestrzeń wodna między półwyspem Tungenes a wyspą Kvitsøy, ta właśnie przestrzeń wodna stała się świadkiem dramatycznych wydarzeń w sztormową zimową noc na początku 1700 roku. Wtedy właśnie Henrik Petrsen usiłował wprowadzić swój statek na wody fiordu Stavanger, i chociaż był doświadczonym żeglarzem a wody te były mu bardzo dobrze znane, to siła szalejącego sztormu i zerowa widoczność, nie pozwalały na prawidłową ocenę pozycji statku w wąskim pasie wodnym. Henrik Petersen jako człowiek religijny, modlił się o przeżycie a modlitwie swej złożył obietnicę, że jeśli bezpiecznie dotrze do Stavanger to wybuduje latarnie morską na Kvitsøy. Nie wiadomo jak dokładnie zakończyła się ta historia, albowiem istnieją dwa jej wątki. Jeden z nich mówi, że Statek Henrika bezpiecznie dotarł do portu w Stavanger, w drugim natomiast dowiadujemy się o katastrofie statku który rozbija się o przybrzeżne skały Kvitsøy, sam Henrik Petersen jednak przeżył i zdołał bezpiecznie wydostać się z wody. Jakkolwiek, ocalały Henrik Petersen dotrzymał obietnicy, i wystąpił o pozwolenie budowy latarni morskiej na Kvitsøy.


W dekrecie królewskim z 8 maja 1700 roku, Henrik Petersen von Fyhren, otrzymał licencję na wybudowanie dwóch latarni morskich. Jedna właśnie na wyspie Kvitsøy, i druga na Høyevarde w Karmsundet na północ od Kopervik. Obie latarnie morskie, zapalane w okresie od 20 sierpnia do 20 marca. Za obsługę obu latarni, pobierano opłatę od wszystkich statków udających się do Stavanger, Bergen i Trondheim. Opłatę pobierano w portach, i wynosiła ona 4 szylingi za każdą jednostkę ładunkową (1,7 metra sześciennego) statku. Mając na uwadze że ówczesne statki miały ładowność między 50 a 100 jednostek ładunkowych, do kieszeni Henrika mogło trafiać 2 do 4 talarów od każdego statku.


W pierwszych latach istnienia, latarnia Kvitsøy była zwykłym żurawiem (spójrzcie na zdjęcia poniżej) z uwieszonym na jej końcu koszem, do którego wkładano i rozpalano węgiel drzewny. Z dokumentów możemy wyczytać, iż roczne zużywano 400 baryłek węgla drzewnego. Musiał być to bardzo znaczący koszt, pochłaniający większość zysków z latarni, albowiem gdy w 1731 roku Henrik Petersen zmarł, jego syn Martin Petersen von Fyhren przejął po nim obie latarnie, a ich zadłużenie wynosiło 1100 talarów.


Pojawienie się w 1700 roku latarni morskiej na Kvitsøy, znacznie ułatwiło żeglugę. Latarnię tę modernizowano, rozbudowywano, i w końcu w 1859 roku była to już ceglana wieża o wysokości 30 łokci (łokieć duński - 62,77cm ) czyli około 20 metrów, z oliwną lampą soczewkową na szczycie. Właśnie w 1859 roku, lampa opalana węglem drzewnym została ostatecznie wygaszona, ustępując miejsca lampie oliwnej. Jednak kawałki węgla drzewnego można znaleźć do dzisiaj, spacerując u stóp latarni. Ciekawe to doświadczenie, trzymać w dłoni fragmenty węgla który 150 lat temu paląc się wskazywał ludziom bezpieczną drogę do portu.

Spójrzcie też na zdjęcie wyspy Kvitsøy z lotu ptaka. Jest po prostu CUDOWNE. Wyspa ta wyróżnia się bardzo na tle innych. Ponad 1000 letnia obecność człowieka na tym skalistym kawałku naszego globu, przemieniła tę wyspę w miejsce pełne światła nie tylko tego sączącego się z latarni morskiej, ale też a może przede wszystkim, tego światła ludzkiej obecności.


Tym akcentem zakończę ten krótki felieton, i zaproszę was do czytania poprzednich i tych które jeszcze się pojawią na moim blogu http://kaftanblady.com oraz tradycyjnie na Facebook Stavanger KaftanBlady, oraz Czytelnia Kaftanblady.


Serdeczności posyłam wam wszystkim, i idę zerknąć co też dzieje się w „Wiedźmowym kociołku miłości”.


Stavanger KaftanBlady 18.09.2019






32 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page