KaftanBlady

24 lut 20233 min

Przyjaciel z zaświatów (część 1 i 2) Część druga poniżej

Siedziałem na skale obok hotelu w którym mieszkałem, obserwując ludzi wychodzących zeń na taras z basenem. Kilkanaście metrów dalej stał jakiś człowiek i gapił się na mnie. Nagle pochylił się, wziął do ręki kamień i rzucił nim w moją stronę.

Chybił, ale ja nie zamierzałem być jego celem. Zeskoczyłem z skalnej półki i podbiegłem do człowieka. Nie uciekał, przeciwnie, stał jakby czekając na mnie i uśmiechał się. Stojąc tuż przed nim, patrzyłem mu w oczy.

-Skąd jesteś?
 
-Trudno powiedzieć.
 
-A gdzie się urodziłeś?
 
-W Somalii.

Pomyślałem, że to dziwne odpowiedzi, tym bardziej, że typ był białym mężczyzną wyglądającym na europejczyka. No dobrze, może być kosmopolitą i żyje podobnie jak ja, ale czemu rzuca we mnie kamieniami?

-Nie myśl o tym kamieniu, chodź do baru, postawię ci drinka.

To było tym bardziej dziwne, potrafi czytać myśli.
 
Wciąż uśmiechnięty, przyjacielsko objął mnie ramieniem i poprowadził do hotelowego baru, gdzie zamówił dla nas drinki, nie pytając mnie wybór.

-Wiem, że ta sytuacja może wydawać się tobie dziwna, ale nie dzieje się nic nadzwyczajnego.
 
-Wyjaśnij mi to - Odpowiedziałem sącząc irlandzką whiskey podaną nam przez barmana.

-Bo ja jestem tobą z innego wątku czasowego, a dziś mamy jeden z wielu splotów, w których istniejemy jednocześnie.
 
-To ma sens, zatem wypijmy za to spotkanie.
 
-Wypijmy.

Wyjął z kieszeni pudełko nie większe od pudełka zapałek, położył na ladzie i podsunął w moją stronę.

-To dla ciebie.
 
-Co to jest?
 
-Sprawdź.

Było ciężkie jak na swoje wymiary. Na wieczku dostrzegłem wypukły czerwony punkt. Dotknąłem go i pudełko się otworzyło.

-To z twojej linii czasowej?
 
-Niezupełnie, ale będzie tu działać. Wystarczy, że zawiesisz na szyi, zamkniesz oczy i poczekasz chwilę.
 
-I co wtedy się stanie?

Uśmiechnął się i wyparował zostawiając niedopitą whiskey.

*** CZĘŚĆ 2***

Zostałem sam z małym kamieniem runicznym i tysiącem iskrzących myśli.

Barman podszedł do mnie widząc, że dopiłem swoją whiskey

-Jeszcze raz to samo?

-Nie, dziękuję. Wystarczy wrażeń na dziś.

Chciałem pozostać w jasności umysłu. Założyłem wisiorek i wiedziałem, że nadszedł czas sprzątania życia.

-Jesteście bliźniakami prawda? - Głos barmana przerwał potok myśli.
 
-Coś w tym sensie...
 
-To widać, ale styl ubierania macie totalnie różny.

Pomyślałem, że nawet nie zwróciłem uwagi na jego odzienie, w ogóle na nic nie zwróciłem uwagi... hm całkowita synchronizacja jaźni, spontaniczna synergia.

Uśmiechnąłem się uprzejmie do barmana i odszedłem w kierunku windy.

***

To był ostatni dzień mojego pobytu szkoleniowego w Tønsberg. Jeszcze tylko wieczorne wręczenie dyplomów i uroczysta kolacja, na którą zupełnie nie miałem ochoty. Moja uwaga skupiona była na zgoła czym innym, a jednak jako wykladowcy, wypadało się tam pojawić.

W uszach wciąż miałem słowa mojego drugiego ja ze spotkania w barze i zdumiewało mnie, że wszystko układało się w tak cudownie nielogiczną całość. Genialna forma chaosu, Colin Kapp byłby zachwycony. ( "Formy Chaosu" Colin Kapp)
 
Och Wszechświecie, błogosławie cie za to, żeś pchnął mnie w przestrzenie fizyki kwantowej.

Zanurzony w potoku myśli, dotknąłem runicznego wisiorka znajdującego się dokładnie na wysokości grasicy i poczułem delikatne mrowienie w stopach. W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi, brutalnie wyrywając mnie z czucia.

-Proszę wejść -Odpowiedziałem.
 
-Dobry wieczór.
 
-A dobry wieczór Anders. Czy to już czas?
 
-Nie, jeszcze nie, ale organizatorzy pytają, czy nie zechciałbyś powiedzieć kilka słów na zakończenie...
 
-Jasne, coś już mam przygotowane.
 
-To swietnie. Nie musi być długie, ot kilka słów. Zatem do zobaczenia na dole.

Jeszcze raz położyłem dłoń na wisiorku i znów to mrowienie w stopach...

-No w końcu cie czuje. Już myślałem, że nie pojawisz się tu -Poczułem szept sączący się gdzieś z głębi mnie samego.

-To ty?
 
-Owszem. Od teraz możemy w ten sposób wymieniać myśli.
 
-Słuchaj, a jak ty masz na imię.
 
-hm.. powiedzmy, ze w moim świecie zwą mnie Mirosław.
 
-Genialne... ja mam na imię Sławomir. Ale skąd w Somalii słowiańskie imię??
 
-Jesteś fizykiem kwantowym to zrozumiesz na czym to polega, ale najpierw zanim zrozumiesz, musisz to poczuć.
 
-No dobrze Mirosławie, chyba już trochę czuję.
 
-To dobrze. Z czasem nie będziesz już potrzebował wisiorka by złapać synchron ze mną. Jednak teraz miej go przy sobie, wystarczy, że masz go w kieszeni. Wybacz, teraz muszę wrócić do zajęć, a i ty masz za chwilę swoją uroczystość. Zatem udanej przemowy życzę Slawomirze.
 
-No tak... nie lubię takich... ale faktycznie czas wracać. Chociaż mam milion pytań do ciebie. Ej.. a właściwie skąd wiesz, że mam przemowę??
 
-Wszelkie zrozumienie spłynie na ciebie samo. Wiesz, że energia podąża za uwagą. No panie fizyku, przecież nie muszę ciebie tego uczyć.
 
-Dobra, już nie drwij ze mnie... czuję się jak po kilku drinkach. Faktycznie muszę się ogarnąć.
 
-Bywaj zatem.

***
 
Cdn.

Slawomir Podsiadlowski

    220
    1