Kamienna posadzka zamkowego korytarza odbijała księżycowe światło wpadające przez wąskie witrażowe okna. Czując chłód posadzki na bosych stopach, szedłem w kierunku szczelinowych drzwi, tak wąskich, że mogła przecisnąć się przez nie tylko jedna osoba i w dodatku wyłącznie bokiem. Pochodnia przy drzwiach dopalała się kopcąc solidnie a ja wcisnąłem się w mroczną szczelinę drzwi, ciągnąc za sobą tobołek z odzieniem. Jeszcze tylko zbiec spiralnymi schodami w dół wprost do zamkowych piwnic, a tam już znajdę drzwi do wschodniego skrzydła. Przystanąłem obok wiekowych beczek z winem i przyodziałem się pospiesznie. Tak jak przewidywałem, drzwi do wschodniego skrzydła były zamknięte od drugiej strony, lecz ja miałem i na to solucję. Wsunąłem długi sztylet w szczelinę obok drzwi wolno unosząc skobel. Drzwi zaskrzypiały i uchyliły się ukazując kolejne kręte schody. Wbiegłem po nich żwawo i już wiedziałem, że muszę zdjąć buty gdyż sprzypiały niemiłosiernie przy każdym stąpnięciu. Znów bosy, wszedłem na główny hol wschodniego skrzydła, kierując kroki ku drzwiom do ogrodu.
Głęboki wdech ogrodowo-różanego powietrza obwieścił wolność mojej świadomości. Wciąż bosy biegłem ścieżką do rzeki nie oglądając się za siebie. Czułem, że zostawiam za sobą wszystko wszystko wszystko, zatem w biegu zacząłem rozbierać się z zamkowego odzienia. Zrzucając z siebie spodnie potknąłem się i wpadłem w malinowe krzewy. Kilka krwawo purpurowych kropel spłynęło mi po udach. Gdy już dobiegłem do rzeki, byłem szczęśliwy i nagi i taki też wpadłem wprost w chłodny nurt mądrej wody. Wiedziałem już, że kocham życie we mnie, kocham życie wokół mnie i to moje kochanie wraz z rzecznym nurtem poniosło mnie do brzegu na którym Ty stoisz.
Sławek Podsiadłowski zdjęcie własne
Comments