Pełen wrażeń poranek niepostrzeżenie ustąpił miejsca poobiedniej godzinie swobodnego przepływu leniwych myśli. Nieliczne obłoki płynące nad lasem, właśnie znalazły swoje miejsce w wiedźmowym szkicowniku leżącym na jej kolanach.
Ołówek lekko poruszany delikatną kobiecą dłonią, stał się wiedźmową różdżką, dzięki której kreowała swą papierową wizję chwili.
Obserwowałem ją przez dłuższy czas i liczyłem motyle, przysiadające na jej głowie i ramionach. Niecodzienny, bardzo poruszający był to widok. Motylowa królowa, władczyni leśnej polany zasiadająca na królewskim kocu.
Zbliżyłem się do niej i przykucnąłem za jej plecami by lepiej przyjrzeć się temu, co tworzy.
Pachniała ogniskiem, cytryną i była cudownie potargana.
Na jej rysunku dostrzegłem drobną kobiecą postać o włosach długich aż do pasa.
-Kim jest ta postać na skraju lasu?
-To Szeptucha Luiza. Wyszła na polanę po liście szczawiu.
-Skąd wiesz, że Luiza?
-Znam ją. Ona mieszkała w chacie, która kiedyś stała tam obok tego dębu widzisz?
Mówiąc to, ołówkiem wskazała miejsce na krańcu polany, w którym rósł stary dąb.
Rzeczywiście miejsce to wyglądało na niegdyś ważne, a w każdym razie pełne zaprzeszłej ludzkiej obecności.
-Tam było kiedyś siedlisko, niewielka chata a obok niej coś w rodzaju obórki. Tam mieszkała Luiza, jej dwie kozy i kilka kur.
-Narysujesz jej dom?
-Nie, bo już go niema.
-Luizy też niema.
Odchyliła głowę do tyłu tak, że poczułem ciepło jej policzka.
-Mylisz się mój drogi Magu, Ona jest tu zawsze.
Pocałowałem ją w policzek, potem w szyję a ona oparła się na mnie.
-To prawda kochana, ja też wyczuwam obecność Luizy, tylko nie mogłem odnaleźć jej źródła.
-Bo Luiza jest Wiedźmą. Mieszkała tutaj około 500 lat temu i była ważna dla mieszkańców całej okolicy. Jest depozytariuszem prawdy o ludzkiej naturze. Jej wiedza i siła gromadzona przez pokolenia żyjących w harmonii z Wszechświatem, nie mogła zaniknąć ot tak po prostu.
-Wsiąkła w to miejsce?
-Też, ale przede wszystkim została przekazana następczyniom.
Poczułem dreszcz przenikający mnie od szyi aż po biodra, a zaraz po nim pomarańczową falę Wiedźmowej serdeczności.
-Och mój Magu, owszem nie mylisz się, każda z nas jest Luizą, tylko większość z nas śpi.
Przypomniałem sobie wtedy pieśń, którą Wiedźma wyśpiewała przy ognisku, pierwszego wieczora po naszym tutaj przybyciu.
„Powstańcie siostry moje, czas by zawołać jednym głosem.
Powstańcie siostry moje, gdyż właśnie nadszedł nasz czas.
Powstańcie siostry moje i otwórzcie odwieczne zdroje.
Niech zaczerpną z nich tęskniący za pokojem „
-Poczułam tę pieśń w sercu, i wiedziałam, że nie jesteśmy sami.
-Znowu czytasz mi w myślach?
-Owszem, a masz coś przeciwko temu?
-hm… a wiesz, że ja też to potrafię i czytam w Twoich?
-Tak? I co teraz ode mnie czujesz?
-Słyszę imiona.
Wiedźma odwróciła się do mnie, spojrzała mi prosto w oczy, głęboko, bardzo głęboko.
-Wymień je proszę.
-Luiza, Samboja, Sigrun, Bedelia, Morvoren, Anna, Nighena, Marmara, Sara, Agatha, Hulda, Katrina, Johanna…
Zakręciły mi się myśli, potok imion i twarzy przenikał przez moją świadomość. Widziałem kobiecą twarz i wypowiadałem jej imię, zaraz po tym pojawiała się kolejna i następna i znowu. Gdy to się skończyło, czułem tylko mocne przytulenie wiedźmowych ramion.
-To nie są moje myśli Magu kochany.
-Zatem co to było?
-Odpamiętanie, albo jak wolisz przypomnienie. Przyszedł czas Miłości, Mądrości i Światła.
Ciepło jej miękkich ust spoczęło na moich wargach i otoczyła nas pomarańczowo czerwona poświata.
-Pozwól, że dorysuję Miłość na moim obrazku, a potem weź mnie do siebie.
Stavanger KaftanBlady 07.03.2020
Commentaires