Przebyliśmy już ponad dwie trzecie drogi z naszej wyprawy dookoła jeziora. Słońce niemal skryło się za drzewami, a nad nieruchomą taflą wody zaczęły unosić się wstążki wieczornej mgły.
Nieco pochylony torowałem nam drogę wśród splątanych gałęzi krzewów, gęsto porastających w tym miejscu cały brzeg jeziora. Nagle w mojej świadomości wybrzmiał wiedźmowy szept.
-Stój, zatrzymaj się.
Zatrzymałem się i obróciłem głowę by spojrzeć na Wiedźmę.
Stała piękna z wyraźną radością na twarzy i wyciągała ku mnie dłoń.
-Chcę, żebyś mnie pocałował.
Chwyciłem jej dłoń, a ona przyciągnęła mnie do siebie. Nasze usta zetknęły się w miękkim pocałunku, a w mojej głowie znów zabrzmiał wiedźmowy szept.
-słodki pocałunek jest jak ukłon dla miłości. Całuj mnie więc mój Magu, bo to jedyny ukłon, który warto składać.
Trwaliśmy w przytulonym całowaniu krótką chwilę, po czym Wiedźma zbliżyła usta do mojego ucha tak blisko, że poczułem ciepło jej oddechu i wyszeptała.
-Teraz powoli obróć się i spójrz, co masz za plecami.
Odwróciłem się i zobaczyłem pajęczą sieć rozpiętą na wysokości mojej twarzy, a w jej centralnym punkcie wielkiego tłustego pająka. Cała pajęczyna pokryta była drobnymi kroplami rosy, i właśnie w tym momencie rozświetlił ją ostatni pomarańczowy promień zachodzącego za drzewami słońca.
-Pozwól, że przedstawię ci Aranię, to pajęczyca, która właśnie czeka na swój posiłek.
-Przyznam, że zrobiła na mnie wrażenie, szczególnie jej diamentowa sieć w pomarańczowym blasku.
-No widzisz, a mogłeś ją przerwać przez nieostrożność wiesz?
-I to dlatego mnie zatrzymałaś?
-Nie. Zatrzymałam cię, bo zapragnęłam pocałunku. Arania korzystając z okazji przyszła żeby nas podglądać.
Wiedźma mówiąc to, przeszywała mnie swoim roześmianym spojrzeniem trafiając w sam środek serdeczności.
-No dobrze mój Magu. Arania przywitała nas w królestwie Luziy. Bowiem zaraz za tymi zaroślami, jest niewielki strumień i dalej dawny szeptuchowy ogród.
-Przyznaj się, byłaś tu wcześniej.
-Owszem. Co prawda nie pamiętam dokładnie kiedy, ale zapewne było to jakieś cztery wieki temu.
Znowu uśmiechnęła się i ruszyła do przodu mijając pajęczynowy dowód geniuszu Aranii.
Ruszyłem jej śladem, wdychając ziołowy zapach ciągnący się za wiedźmową subtelnością.
Nie myliła się. Po kilku krokach trafiliśmy na strumień wypływający z jeziora i przerzucony przezeń pień, po którym swobodnie mogliśmy wejść do czegoś, co ongiś musiało być ogrodem.
Po prawej stronie ogrodu rósł potężny dąb, lewą zaś stronę zamykała niska porośnięta trawą nadbrzeżna skarpa, skąd słychać było szept leniwych fal.
Wiedźma podeszła do starego dębu i objęła go swoimi ramionami. W tym momencie zapanowała kompletna cisza, nawet jezioro przestało mlaskać falami i tylko wiedźmowe słowa wibrowały w przestrzeni.
-Byłeś orzeszkiem, kuleczką w śmiesznej czapce, a stałeś się potężnym świadkiem nieprzemijania Miłości. Trwasz i będziesz trwał jak blask Księżyca, który nadchodzi.
Chciałem podejść do niej, ale jakaś siła nie pozwalała mi się ruszyć.
Powiał lekki wiatr porywając strzęp białej mgły znad jeziora. Mglista woalka otoczyła wiedźmę i rozświetliła jej serdeczną aurą. Delikatne zielone światło wypełniło całą przestrzeń wokoło, i wtedy zobaczyłem wyłaniający się zza dębowej korony, krąg Księżyca w pełni.
-Teraz możesz a nawet powinieneś podejść mój Magu.
Ruszyłem w jej kierunku i w tym samy momencie ruszyła ku mnie Ona. Księżycowe światło rzuciło nasze dwa zbliżające się cienie.
Zaplątaliśmy się w siebie zamykając we wzajemnym przytuleniu.
-Jesteś cudem mój kochany. Karmisz mnie pierniczkiem w czekoladzie, ciepłym kakao, łzą w oku, drżeniem dotyku, wilgocią całowania, śmiechem prosto z serca, wszechmiłością nieskończoną w bezgranicznej świadomości. Zabiorę cię ze sobą a ty zabierzesz mnie ze sobą i przekroczymy bramę stając się światłem i cieniem jednocześnie.
Stavanger KaftanBlady 12.03.2020
Comentarios