Słoneczne światło poranka wpadało przez okno w salonie kreśląc na podłodze świetlisty prostokąt. Zapach świeżo zaparzonej herbaty różanej rozchodził się po mieszkaniu.
Stałem przy kuchni rozkrajając dwa rogaliki by posmarować je musem jabłkowym i czekałem na pojawienie się Wiedźmy. Nie chciałem jej budzić swoim wtargnięciem wprost do kolorowych snów wnosząc weń zestawy śniadaniowy, zatem postanowiłem przygotować wszystko w salonie.
Czułem, że czas zatrzymał się, nawet prostokąt słonecznego blasku na podłodze trwał w bezruchu wyznaczając granice światła. Ustawiłem na stoliku talerzyki wraz z dzbankiem aromatycznej herbaty i uśmiechając się do własnych myśli wyszeptałem sentencję „stoliczku nakryj się”.
Patrzyłem na swoje dzieło z zadowoleniem, ale dostrzegłem brak szkatułki z cynamonem. Cynamonowa posypka na jabłkowym musie, to takie wiedźmowe dopełnienie kompozycji smaków i zapachów, zatem podreptałem do kuchni by stała się śniadaniowa pełnia. Zdążyłem postawić przyprawę na stoliku, gdy drzwi sypialni uchyliły się i do salonu wpłynęła Ona. Zatrzymała się na chwilkę, wzięła głęboki wdech i uśmiechnęła do mnie zaspanym obliczem.
Jeszcze chwilę tak stała, jakby utrwalając swoją obecność, po czym ruszyła w kierunku słonecznego placka na podłodze i stanęła w nim nieruchomo. Trwała w strumieniu światła, które zabarwiało wiedźmowy nieład na głowie bursztynowym ciepłem.
Poczułem jej wołanie, a wraz z nim nieodpartą chęć bycia przy niej. Podszedłem do niej wchodząc w strumień światła obejmując ją mocno ramionami. Także ona objęła mnie i przycisnęła do siebie pełnią mocy. Wtulony w nią poczułem zapach łąk wszystkich, smak źródlanej wody, szum strumieni i wiatru w koronach drzew. Staliśmy boso wrośnięci stopami w miękki mech, opromienieni słońcem i szeptaliśmy do siebie czuciomyśli. Usta spotkały się nam w lekkim muśnięciu, a ono muśnięcie szybko przemieniło się w drżenie bezdechu spadając na nas lawiną zmysłowego całowania. Nasze ramiona zacieśniły się jeszcze mocniej a całowanie ZJEDNIŁO Nas. Wokół splotu naszej Jedni snuła się smużka błękitu, wirując otaczała nas ciasną spiralą, zawijając w kokon błękitnej mgły przesyconej pomarańczą słonecznego promienia. Z każdą chwilą byliśmy bardziej i mocniej w sobie a mglisty kokon stawał się gęstszy i ciaśniejszy i wtedy stało się to..
Błękitny kokon rozpękł się na kawałki, a u pleców Wiedźmy rozwinęły się motyle skrzydła i były na nich plamy wszystkich kolorów. Światło Słońca prześwietlało witrażową delikatność skrzydeł, zabarwiając przestrzeń wokół nas mozaiką wszelkich możliwych barw. Słyszałem w duszy tysiące szeptów w tysiącach języków, a każdy z nich mówił
- Kocham Cię.
- I ja Ciebie kocham Motylku.
I echo niosło te szepty do WSZĘDZIE i WSZYSTKO brzmiało tysiącem szeptów Miłowania.
A potem Wiedźma posypała swój rogalik cynamonem i gryząc go, nakruszyła na WSZYTSKO słodyczą.
Stavanger KaftanBlady 24.05.2021
Comments