Mimo słonecznej pogody przystań była pusta i na jeziorze nie widać było żadnej łódki.
Przed otwartą bramą wielkiej drewnianej szopy, służącej za magazyn wypożyczalni sprzętu wodnego, na chybotliwym krześle leniwie kiwał się bosman przystani.
Podczas gdy ja wypożyczałem dla nas kajak, Wiedźma zdjęła sandały i usiadła na pomoście mocząc stopy.
-Weź pomarańczowy proszę cię, chcę pomarańczowy dobrze? Albo nie, żółty weź. Tak żółty chcę a nie pomarańczowy. I weź już tak się na mnie nie patrz, albo przynajmniej wycisz myśli, bo od tego żaru, powietrze za chwilę spłonie i będzie trochę słabo z oddychaniem.
Zawołała głośno cały czas wpatrując się w jedną z trzech wysp po środku jeziora.
Zaiste patrzyłem na jej włosy rozlane luźno po nagich ramionach, i myśli moje krążyły wokół jej kobiecej aury, przywołując z głębin świadomości najbardziej intymne myśli.
-Jesteś cudem.
-Owszem, tak jak i ty mój magu.
Zapakowałem nasze rzeczy do kajaka i podałem rękę wiedźmie, która właśnie zakończyła drugie smarowanie ramion kremem i usiłowała zająć swoje miejsce na przedzie.
Usadowiła się wygodnie, zamknęła oczy i wyszeptała coś pod nosem mocząc prawą rękę w wodzie. Wskazującym palcem wyrysowała runę Algiz na dziobie naszego kaja i krzyknęła.
-Ruszajmy mój magu, chcę żebyś mnie dziś zabrał tym żółtym do tamtego zielonego, czyli tę wyspę po lewej stronie.
-Po lewej? Tam byliśmy poprzednim razem, może teraz wybierzemy tę środkową?
-Nie.
Odpowiedziała krótko tonem nieznoszącym sprzeciwu, uśmiechając się przy tym zielono.
Znałem już tę jej pewność wyboru opartą na wiedźmowym postrzeganiu rzeczywistości, i wiedziałem, że jakakolwiek polemika jest bezcelowa. Mimo to postanowiłem zaryzykować, szczególnie, że przepływając tam poprzednim razem, zauważyłem przy środkowej wyspie, resztki starej konstrukcji wyglądającej na jakąś palisadę, czy może dawną przystań. Miałem po prostu ochotę przyjrzeć się temu bliżej.
-Może jednak dziś wybierzemy tę środkową? Jeśli się nam nie spodoba, to zawsze możemy zmienić miejsce.
Skierowała swój wzrok na środkową wyspę i chwilę się jej przyglądała.
-Powiedz wprost, że chcesz pobawić się w archeologa. Dobrze, tak uczynimy mój magu. Środkowa też jest zielona, wobec tego zabierz nas na wyspę środkową.
W tym momencie energicznie machnęła swoim wiosłem, posyłając nam na głowy solidny strumień wody.
-Robimy Miłość mój magu i żywioł wody nam sprzyja i powietrza żywioł też po naszej stronie, a to dopiero początek.
Radosna wiedźma wyglądała jak obsypana diamentami. Kropelki wody pokrywały jej głowę, rozszczepiając słoneczne światło na tęczowo.
Wiedźma śpiewała sobie „Dumkę na dwa serca” a trzy wyspy przybliżały się z każdym ruchem naszych wioseł. W końcu po około 30 minutach wiosłowania, mogliśmy już wybrać miejsce, w którym będzie nam najłatwiej zejść na ląd. Przejrzysta błękitno zielona woda, pozwalała na obserwację dna i wbitych w nie, drewnianych pali. Bez wątpienia była to jakaś stara konstrukcja i wyglądała raczej na długi pomost, z którego zostały już tylko tkwiące pod wodą stare pale.
Wyspa była niewielka, mierzyła sobie może 40 metrów długości i około 15 szerokości. Od strony południowej rosło na niej kilka dębów, od zachodniej zaś, pokryta była wielkimi głazami.
Znaleźliśmy dość wygodne miejsce by zejść na ląd i wypakować rzeczy z kajaka. Nie było tego wiele, gdyż nie mieliśmy zamiaru pozostawać tam dłużej. Zaledwie trochę jedzenia, koce i ręczniki. Przywiązałem kajak do korzenia drzewa, i wniosłem nasze rzeczy na płaską skałę porośniętą mchem.
Wiedźma całkiem naga usiadła w lotosie na rozłożonym wcześniej kocu.
-Chodź do mnie i usiądź obok, trzeba nam się tu odpowiednio przestawić, bo wyspa nas nie rozpoznaje.
Także i ja zrzuciłem z siebie całe odzienie i zająłem miejsce u boku wiedźmy. Trwaliśmy w skupieniu obdarzając uwagą to miejsce, oddając mu szacunek i prosząc o przychylność. W pewnej chwili usłyszeliśmy śpiew słowika, który najwyraźniej uznał, że jest to idealna chwila by rozpocząć swoje trele.
Słysząc to, wiedźma powstała i pocałowała mnie w policzek.
-Idę się teraz wykąpać, a ty jak chcesz to nakarm swoją archeologiczną ciekawość.
Poszedłem za nią by też wejść do wody i przyjrzeć się tej dziwnej konstrukcji. Tkwiące w dnie drewniane bale, były upalone u szczytów, co sugerowało, że cała konstrukcja kiedyś po prostu spłonęła. Nic więcej nie mogłem tam zobaczyć, postanowiłem więc rozejrzeć się na samej wyspie.
Tuż obok największego głazu, znalazłem wyraźny ślad wskazujący na to, iż stał tam kiedyś mały dom. Kilka kamieni w czterech narożnikach, jako wsparcie dla posadzonej na nich zapewne drewnianej konstrukcji.
-I jak twoje dochodzenie mój kochany? Jakieś pierwsze wnioski?
-Nie wiem nic więcej ponad to, że ktoś kiedyś tutaj miał niewielką chatę i pomost dla łódki. Wszystko chyba zostało spalone i stało się to raczej bardzo dawno temu.
-To są widoczne ślady na tej wyspie, a innych nie czujesz?
Stała przede mną naga, otoczona zieloną i pomarańczową aurą. Mokre jej ciało połyskiwało w słonecznym świetle, a zielone spojrzenie przenikało mnie niczym śpiew słowika. Pulsowała w niej zielona energia serdeczności, sprawiając, że cała moja istota jednoczyła się z nią na wszystkich dostępnych dla mnie poziomach. Znałem to doświadczenie, ale jeszcze nigdy nie czułem tego tak głęboko. Duchowa komunia dwóch dusz, jak dwa zlewające się strumienie, dwa płomienie splątane w gorącym tańcu, dwa zawirowane podmuchy wiatru.
-Czuję Miłość.
Podeszła bliżej otulając mnie chłodem mokrej nagości i miękko wyszeptała historię.
-Bo tutaj mieszkała kiedyś Miłość. Mężczyzna, o krystalicznie czystym sercu. Był tak dobry, silny i męski, a przy tym niezwykle przystojny, że nie było kobiety, która by się w nim nie kochała. Wszystkie kobiece serca biły dla niego, a ich sny pełne były jego męskiej obecności. On sam jednak, nie mógł się zakochać. Postanowił więc zamieszkać daleko od ludzi, by w samotności odnaleźć odpowiedź, na pytanie, jaka jest jego ścieżka życia, którędy wiedzie i jak ją rozpoznać. Znalazł to miejsce i tutaj wybudował sobie domek. Jego czysta miłość jaśniała nad tym miejscem. Szybko po jego tutaj zamieszkaniu, na tych małych wyspach zaroiło się od ptaków, a wody jeziora pełne były ryb. Legendy mówią, że do jeziora zaczęły przychodzić dzikie zwierzęta nawet z odległych miejsc, by pić z niego wodę, gdyż miała ona smak Miłości.
Wiedźma zamilkła na chwilę przyciskając mnie do siebie jeszcze mocniej. Otuliłem ją całym sobą i poczułem jej wzruszenie.
-Bo widzisz mój drogi, właśnie tak się dzieje, że gdy Miłość pojawia się gdzieś, to przemienia wszystko wokół siebie wszystko, wszystko, wszystko.
Jej światło rozświetla każdy mrok. Jej ciepło otula wszystko, co z zimna drży. Jej przenikliwość wnika do najbardziej zamkniętych serc przynosząc im życie. Jej radość przegania każdy żal i smutek, a Jej czułość przepędza każdy lęk. Ja Wiedźma ci to mówię.
-A,co się stało z tym mężczyzną?
-A stoi teraz przede mną mój ukochany Magu.
Stavanger KaftanBlady 25.04.2020
Comments