Naszą wędrówkę rozpoczęliśmy wczesnym rankiem. Wyruszyliśmy w stronę doliny księżycowej, z zamiarem bez zamiaru, ot tak po prostu. Gdy dotarliśmy do starych opuszczonych pastwisk, zielonych łąk porośniętych bujną kwiecistością, Wiedźma w milczeniu podała mi swój plecak, zdjęła buty i oddaliła się nieco brodząc boso przez wilgotne rosą trawy.
Zerkałem na nią od czasu do czasu i nie mogłem nadziwić się jej pięknem. Idąc tak w ciszy, wśród skrzących się słonecznym blaskiem kropel rosy, wyglądała jak bogini kolorów.
-Nie patrz tak na mnie, bo spłoniesz z czułości mój Magu.
Usłyszałem jej szept pośród myśli i spojrzałem na nią.
-Chcesz mnie pocałować Magu wiem to, ale nie teraz jeszcze.
-A kiedy?
-Przyjdzie czas bądź cierpliwy, parkan da znać.
-Parkan? Jaki parkan?
Uśmiechnęła się słonecznie, wskazując wzrokiem stary pochylony drewniany parkan, oddzielający nas od siebie.
Dziwne, że nie zauważyłem go wcześniej. Ledwo stojąca pochyła parkanowa konstrukcja z wysuszonych sztachet, ciągnęła się wzdłuż szlaku gdzieniegdzie zarośnięta krzewem dzikiej róży. To zapewne pozostałość po starej farmie, opuszczonej od dwóch wieków.
Czytałem o tym miejscu i wiem, że kiedyś tętniło ono życiem. Farma została porzucona przez ostatniego mieszkańca pod koniec XVIII wieku i już nikt nigdy więcej tu nie zamieszkał.
Szliśmy tak po obu stronach starego parkanu, a ja nie mogłem pozbyć się myśli o tych którzy ten parkan zbudowali. Czułem obecność mężczyzny, który z radością w sercu ustawia cierpliwie płot, pod czułym spojrzeniem kobiety którą kocha. To miała być przestrzeń dla jej ogrodu, z kwiatami i ziołami, w której ona posadzi różane krzewy dla aromatu i urozmaicenia.
-Nie zagłębiaj się zbytnio w przeszłość Magu, bo przegapisz chwilę.
Uniosłem wzrok i z zadowoleniem stwierdziłem, że w parkanie brakuje kilku sztachet. Właśnie tam przystanęła Wiedźma z błyskiem w uradowanych oczach, zastygła w oczekiwaniu.
Przekroczyłem granicę nieistniejącego w tym miejscu ogrodzenia, zbliżyłem się do niej i objąłem ramionami. Byliśmy jak zawieszeni w aromacie kwiatów dzikiej róży, nasze usta spotkały się jakby pierwszy raz. To było niezwyczajne całowanie, trochę delikatne, trochę namiętne i trochę wykraczające poza granicę świadomości. Całowanie które pozbawiło nas konturów i rozpłynęliśmy się by być łąką, drzewem, powietrzem, kropla rosy, światem całym.
Już wiedziałem, że przyszliśmy tam właśnie po ten pocałunek.
Stavanger KaftanBlady 05.07.2020
Comments