top of page

„Twórcy bogów”

Zdjęcie autora: KaftanBladyKaftanBlady

Zaktualizowano: 4 lut 2023


W łydkach, udach, mięśniach brzucha, ramion i karku, a nawet na plecach, czuła ból. Mikro urazy mięśniowych włókien, coś jak zakwasy po ciężkim treningu. Nawet lubiła to uczucie, dające satysfakcję ze świadomości spełnienia w ćwiczeniach wykraczających poza codzienną rutynę. Tym razem jednak, przyczyną tego stanu nie był forsowny trening, ani nawet jakikolwiek wysiłek fizyczny.

Leżała na podłodze czując każdą komórkę swojego ciała. Już wiedziała, że może je wszystkie policzyć przyglądając się dokładnie każdej z osobna, prześwietlić na wskroś świadomością i przeczytać znajdujące się w niej ciągi DNA, a nawet policzyć wirujące elektrony wokół jądra atomu węgla. O tak, atom węgla jest niezwykły, fascynujący, a jego wirujące elektrony są takie zabawne.

Brzmiący w umyśle ciepły głos liderki wydobył jej uwagę na powierzchnię.

-To była zdecydowanie dobra sesja. Co prawda nie wszyscy byli gotowi, ale większość dała radę. Osiągnęłyśmy tysiąckrotnie większe skupienie niż ostatnim razem. Jeszcze kilka sesji i będziemy gotowe.

-Czy te mięśniobóle będę odczuwała po każdej sesji?

-Niestety na razie tak. Jestem jednak przekonana, że każda z was przyzwyczai się do tego uczucia, a nawet je polubi. Na pewno zdążyłyście już zaobserwować także inne efekty naszego skupienia. Wyostrzenie zmysłów, wielowymiarowa świadomość, zwiększona kontrola nad materią w zasięgu waszej woli. A to dopiero początek. Kiedy już nasze energie wyrównają się i utworzą stabilną jednię, będziemy gotowe by przejść do ostatniej fazy naszej kreacji.

Tymczasem polecam gęste mocne kakao po skończonej sesji. No i jak zawsze przypominam, byście uważnie obserwowały swoje emocje. Przy tak wysokiej sensoryczności łatwo się zapomnieć, a nam potrzebne są wyłącznie wysokie wibracje.

-Czy monitorowanie pulsu pola morficznego nie wystarczy?

-Owszem. Należy tylko pamiętać o synchronie. Nasze pola reagują błyskawicznie i łatwo przegapić moment utraty synchronizacji. Zatem uważajcie na siebie i do poczucia jutro wieczorem.

Wiedźma powoli opuściła wspólną przestrzeń i nie bez wysiłku powstała by rozejrzeć się po salonie. Niby nic się nie zmieniło, jednak wszystko było bardziej wyraziste, kolory ostrzejsze, odgłosy życia za oknem zdecydowanie bardziej ożywione. Nawet zapach wiązanek ziołowego suszu w spiżarni stał się tak intensywny, że przez chwilę pomyślała by wynieść je wszystkie do przedpokoju.

Zrobiła kilka kroków w kierunku kuchni z zamiarem przygotowania kakao, i w tej właśnie chwili otworzyły się drzwi frontowe i stanął w nich Mag. Natychmiast przypomniała sobie obietnicę daną mu wczoraj i w akcie desperacji spojrzała na niego kocim wejrzeniem.

-Zapomniałaś?

Nie dał się zwieść.

-Owszem zapomniałam. Nie chcę się tłumaczyć, ale zrozum miałam dzisiaj kolejną ciężką sesje. I obiecuję kochany, że jutro…

W tej sekundzie dotarło do niej, że jutro też ma sesję. Pole morficzne zafalowało, a przestrzeń wypełnił aromat wanilii.

Powiesił kurtkę na wieszaku w przedpokoju i podszedł do niej obejmując ją ramionami chłodnymi od zewnętrzności.

-Tak wiem, jutro też masz sesję, zatem nie obiecuj Wiedźmo waniliowa.

-Też to poczułeś?

-Oczywiście, twoja morficzna aura aż się zabujała. Jedyne, co mogę teraz zrobić, to pokornie ulec wiedźmowej woli, szanując waszą przedziwną kreacje.

-Możesz jeszcze zrobić mi kakao, bo jestem trochę wyczerpana.

-Dobrze, a chcesz z wanilią?

-No weź już nie znęcaj się nade mną co?

-To nie znęcanie, to takie miłosne szturchnięcie. A kolację moja kochana, to zrobię sam i dzisiaj i jutro też. Przyjdzie kiedyś i czas na ciebie.

Uśmiechnął się, ucałował ją w czoło, i odszedł do kuchni. Ten pocałunek sprawił, że zawirowała znowu w słodkim obłoku waniliowego aromatu, wracając do synchronizacji wpatrzona w taniec elektronów zaprzyjaźnionego atomu węgla.


***

Patrzyła jak stawia na stół filiżanki z kakao i talerzyki z parującymi tostami serowymi. Zapach wanilii ustąpił atmosferze kakaowej obietnicy wieczornego pokoju w bliskości. Zamknęła oczy i poczuła głęboką wdzięczność, czystą, spokojną, pokorną wdzięczność za siebie samą, za męstwo jego łagodności, za dar głębi i prostotę myśli. Uczucie wdzięczności płynęło strumieniem, po chwili potokiem aż wypełniło ją całą, wylewając się na wszystkie strony. W końcu unosiła się na fali wód wdzięcznego oceanu, jak zapamiętany z dzieciństwa różany płatek strącony deszczem wprost do kałuży. Wdzięczna także i za to, otworzyła oczy, a on - stawiał na stół filiżanki z kakao i talerzyki z parującymi tostami serowymi, a zapach wanilii ustąpił atmosferze kakaowej obietnicy wieczornego pokoju w bliskości.

Kapsuła czasu, zatrzymanie chwili dla pełnego wybrzmienia wdzięczności, dla podarowania pełni dialogowi duszy z umysłem. Coraz częściej tego doświadczała, nowego daru głębi trwania w „tu i teraz”, w uwolnieniu od wszelkich wymiarów mierzalnych i niemierzalnych.

Zatem to już się dzieje.

-Co się dzieje kochana?

Najwyraźniej Mag skupił uwagę na jej wewnętrznym dialogu.

-Proces uwalniania świadomości z tożsamego trwania, do jedności we wspólnej przestrzeni.

-No przecież to właśnie chcecie osiągnąć czyż nie?

-Tak, pośrednio to właśnie chcemy osiągnąć, tylko teraz uświadomiłam sobie, że przebywanie w jedni nie oznacza utraty tożsamości. Przeciwnie, właśnie w jedni, w możliwości pełnego obcowania z innymi, mogę prawdziwie poznać siebie.

-A jak już to osiągniecie to, co wtedy?

Uniosła wzrok skupiając się na jego czole a potem na ustach. Górną wargę pokrytą miał okruszkami z tostu, którego kęs dopiero co odgryzł. Jego oczy wpatrywały się w nią z ciepłym zaciekawieniem.

-Jesteś super mężczyzną wiesz mój Magu?

-Super zjadaczem tostów?

-Nie, po prostu super mężczyzną. Takim spójnym w swojej męskiej naturze. Ciekawa jestem, czy uda mi się zamknąć pętlę czasu, kiedy będziemy się kochać.

-A to by działało dla nas obojga? Czy tylko dla ciebie Wiedźmo przebiegła?

Uśmiechnęła się do niego i do swoich myśli, które tym razem szczelnie otuliła woalką tajemnicy. Uwolni je, kiedy przyjdzie czas, ale nie teraz.

Sprawdzimy jak już zakończymy nasze sesje.

-Nie no weź… tak się nie robi.

-Się robi, a przynajmniej ja tak mogę, a ty ćwicz cierpliwość super mężczyzno. A jako super mężczyzna, ćwicz super cierpliwość.

-Tak no jasne, pewnie...

Patrząc jej w oczy oblizał okruszki z górnej wargi, i pomyślał do niej miłość.

-Wiesz moja droga, te wasze sesje pozostawiają bardzo wyraźny ślad w przestrzeni. Teraz mi przyszło do głowy, że jeszcze nie widziałem takiego skupienia woli w eterze jak teraz. To jest jak… jak… zorza polarna czy coś..

-A kolor, jaki ma kolor ta zorza?

-Bezbarwna, użyłem tego określenia, bo nie znalazłem lepszego. To jak przelewająca się oleista gęstość atmosfery. Tego po prostu nie da się nie zauważyć. Czy wy przypadkiem nie chcecie stworzyć jakiegoś egregora?

-Egregor to tylko myślokształt, nam chodzi o coś więcej, ale pozwól mój drogi, że o tym opowiem Tobie, kiedy indziej zgoda? Tymczasem posprzątam po kolacji i już chcę się położyć spać.

Wstała, zaczęła zbierać naczynia ze stołu.

-Coś więcej? Chyba nie chodzi wam o stworzenie boga?

-Nie drąż proszę, ja naprawdę jestem zmęczona, a to temat na poważniejszą wymianę myśli mój kochany. Poza tym, bogów się nie tworzy ot tak..

***

Ostatnia sesja, zamknięta w kapsule czasu, mimo iż trwała wieczność, w tym wymiarze była mgnieniem oka. Dla zewnętrzności pozornie nic się nie wydarzyło, ale tylko pozornie.

-Czy teraz możesz mi już wyjaśnić, o co wam tak naprawdę chodziło?

Usiadła tuż obok niego, tak blisko jak tylko się dało i chwyciła jego dłoń.

Jej dotyk był delikatny, prawie niewyczuwalny, a jednak niezaprzeczalnie prawdziwy. Oboje czuli, że opuszki ich palców trwają w dotyku niemal nie dotykając się. To było fizyczne, ale wnikało w świadomość sięgając samego jej źródła. Odczekała chwilę i pozwoliła mu by stał się biciem jej serca.

-Czego pragniesz?

-Niczego, mam wszystko.

-No właśnie… a teraz spójrz.

Pokazała mu ludzi na głównej ulicy miasta. Zwyczajnych ludzi, żyjących zwyczajne życie, robiących zakupy, spieszących się gdzieś, wchodzących do kawiarni..

-Spójrz na nich, widzisz coś niezwykłego?

-Tak, widzę, że mają plamę na duszy.

-Dobrze widzisz. Bo chodziło właśnie o to, by każdy zobaczył, uświadomił istnienie bezdennej pustki w swoim sercu, takiej poszarpanej czarnej wyrwy, miejscu po utraconej części siebie, tej najważniejszej części siebie. By każdy zdał sobie sprawę, że całą swoją siłą zabiega o załatanie tej pustki i że realizowanie tego stało się rutyną, programem ulokowanym gdzieś w ludzkiej podświadomości. Programem, który większość nazywa „życiem”, ale jest to tylko zwykłą egzystencją napędzaną głodem ziejącym z tej właśnie pustki. I chodziło nam o to, by podarować ludziom impuls tej świadomości, skąd bierze się w nich to wieczne poczucie głodu, które tak rozpaczliwie usiłują nasycić. Gromadzą wszystko, co tylko się da by wypełnić tę poszarpaną wyrwę, by chociaż na chwilę nie czuć głodu. Robią kariery by podarować sobie świadomość wysokiej wartości. Robią majątki, by czuć się bezpiecznie, i bez obaw myśleć o jutrze, a mimo to żyją w strachu przed ich utratą. Upijają się by nie myśleć. Otumaniają swoje umysły, by nie czuć głodu. A przecież jedyne, czego im potrzeba to Miłość. Taka, która dotykając nie dotyka, taka, która daje z nieskończonej potrzeby dawania. Takiej, która nie pragnie niczego jak Ty teraz czując ją w sercu. Takiej, która znajduje się w spojrzeniu, słowie, przytuleniu, byciu na odległość szeptu. Takiej, która jedyna pasuje do tej wyrwy, którą noszą w sobie, i która jedyna może ją wypełnić i nasycić. A gdy już ją wypełni i nasyci, przestaną brać, a zaczną dawać, gdyż niczego nie potrzebując mają wszystko i to w nadmiarze.

Stavanger KaftanBlady 13.11.2020




Comments


Join my mailing list

© 2023 by The Book Lover. Proudly created with Wix.com

bottom of page