Stavanger KaftanBlady nyheter 02.05.2018
Już trzy razy, wraz z wami, próbowałem poszukać przyjaznej metody, na znalezienie „sposobu na emigrację”. Ci z was, którzy śledzą treści, jakie udostępniam w ramach „KaftanBlady”, zapewne już poznali, moją metodę, radzenia sobie z uciążliwościami życia na obczyźnie. Myślę że nadszedł czas, by zakończyć cykl „trudnych tekstów” o emigracji, i pokusić się o krótki epilog. (postaram się by był krótki)
Próbowaliśmy spojrzeć na emigrację i tęsknotę, jak na kobietę, i oczarować je obie, naszą męską zaradnością. Próbowaliśmy uczyć się emigracyjnego „survivalu” od Rosiczki, poszerzając nasze zwyczajowe formy pozyskiwania, tego co nas karmi. Teraz spróbujemy, po prostu przytulić Norwegię, i pozwolić by i ona nas objęła. Jak tego wszystkiego dokonamy? Jako że piszę ten tekst, w czasie gdy w Polsce świętujemy Dzień Flagi, i jesteśmy w przededniu święta Konstytucji 3Maja, pozwólcie że przeniosę nas mentalnie, na nasze ojczyste tereny. Kiedy myślimy o Polsce, są to zwykle myśli bardzo precyzyjne, to znaczy, związane z jakimiś konkretnymi miejscami, czy konkretnymi osobami. To jest twoje rodzinne miasto, w którym znasz każdą ulicę, każdy zaułek, każdą cukiernię, piekarnię, wszystko. W tym mieście, mieszkają twoi przyjaciele, z którymi jest ci po prostu dobrze, których znasz i z którymi kochasz być razem. Wszystkie te miejsca nie tylko dobrze znasz, ale też są z nimi związane twoje wspomnienia. Tam przy tej ulicy, mieszkał twój nauczyciel polskiego, a tam chodziłeś na ryby zamiast do szkoły, a znowu tam, pierwszy raz smakowałeś papierosa. Jest tam też ławka, na której siedzieliście razem z twoją dziewczyną, to była końcówka listopada, było okropnie zimno i wiał wiatr, w kieszeni nie miałeś nawet złotówki. Wy jednak, wtuleni w siebie, trwaliście tak razem, siedzieliście trzymając sie za rękę, patrząc sobie w oczy, w których skrzyły się szczęśliwe łzy wzruszenia, wcale nie potrzebowaliście słów, by wypowiedzieć sobie każdą czułość wszechświata. Wtedy właśnie, byliście najszczęśliwszymi ludźmi na świecie, bo nie mając nic, mieliście WSZYSTKO. Pamiętasz? Co zatem się stało takiego, że to wspomnienie, leży teraz gdzieś w piwnicy twojego serca? Przysypane tysiącem błahostek, które zagrabiły jeśli całą, to przynamniej dużą część twojej radości? Kłopot nasz polega na tym, że żyjąc w obcym świecie, takim gdzie nie ma naszej „zakochanej ławki”, bez względu na to, jak długo już tutaj żyjemy, wciąż czujemy się obco. Otaczająca nas rzeczywistość, mimo iż jest piękna, nie pachnie naszymi wspomnieniami. Może zatem, warto odgrzebać diament zakochania, który wciąż masz w sercu. Wydobyć go, i pozwolić by zabłysnął światłem, które rozświetli twoje oblicze, mieszkanie, pracę, miasto.. rzeczywistość w której przyszło ci żyć. Wtedy może uda ci się zobaczyć, Nilsa i Ingrid, stojących na Preikestolen w blasku wschodzącego Słońca.. albo Steina, który siedzi na Uburhedlaren, i szlifuje swoje rubinowe serduszka i granitowe łyżeczki… albo zakochanych z Kvernhus, siedzących na kamieniu i mimo iż nie mają nic, mają wszystko…
Przytul Norwegię, i pozwól by i ona cię objęła.
(jeśli nie znacie historii o Nilsie i Ingrid, albo Steinie z Ubirhedlaren, albo zakochanych z Kvernhus, przeczytajcie o nich w opisach z poprzednich postów)
O innych, jeszcze trudniejszych sprawach, będę dla was pisał po wypiciu tylko symbolicznej szklaneczki Whiskey.
<O innych, jeszcze trudniejszych sprawach, będę dla was pisał po wypiciu tylko symbolicznej szklaneczki Whiskey> no cóż ... nie da się ukryć, że szklaneczka(a może nawet dwie) szkockiej jest w stanie rozwiązać język :D a tak bardziej na poważnie ... myślę, że nasz punkt widzenia nie zależy od punktu siedzenia. Na wspomnianej wyżej ławce znaczy się ;) Pewnie, że miło powspominać. Szczególnie wraz z upływającym czasem naszego życia. To naturalna kolej rzeczy.
< Przytul Norwegię, i pozwól by i ona cię objęła > przytulam ją z pełnym dobrodziejstwem inwentarza :)