Siedziałem na skale obok hotelu w którym mieszkałem, obserwując ludzi wychodzących zeń na taras z basenem. Kilkanaście metrów dalej stał jakiś człowiek i gapił się na mnie. Nagle pochylił się, wziął do ręki kamień i rzucił nim w moją stronę.
Chybił, ale ja nie zamierzałem być jego celem. Zeskoczyłem z skalnej półki i podbiegłem do człowieka. Nie uciekał, przeciwnie, stał jakby czekając na mnie i uśmiechał się. Stojąc tuż przed nim, patrzyłem mu w oczy.
-Skąd jesteś? -Trudno powiedzieć. -A gdzie się urodziłeś? -W Somalii.
Pomyślałem, że to dziwne odpowiedzi, tym bardziej, że typ był białym mężczyzną wyglądającym na europejczyka. No dobrze, może być kosmopolitą i żyje podobnie jak ja, ale czemu rzuca we mnie kamieniami?
-Nie myśl o tym kamieniu, chodź do baru, postawię ci drinka.
To było tym bardziej dziwne, potrafi czytać myśli. Wciąż uśmiechnięty, przyjacielsko objął mnie ramieniem i poprowadził do hotelowego baru, gdzie zamówił dla nas drinki, nie pytając mnie wybór.
-Wiem, że ta sytuacja może wydawać się tobie dziwna, ale nie dzieje się nic nadzwyczajnego. -Wyjaśnij mi to - Odpowiedziałem sącząc irlandzką whiskey podaną nam przez barmana.
-Bo ja jestem tobą z innego wątku czasowego, a dziś mamy jeden z wielu splotów, w których istniejemy jednocześnie. -To ma sens, zatem wypijmy za to spotkanie. -Wypijmy.
Wyjął z kieszeni pudełko nie większe od pudełka zapałek, położył na ladzie i podsunął w moją stronę.
-To dla ciebie. -Co to jest? -Sprawdź.
Było ciężkie jak na swoje wymiary. Na wieczku dostrzegłem wypukły czerwony punkt. Dotknąłem go i pudełko się otworzyło.
-To z twojej linii czasowej? -Niezupełnie, ale będzie tu działać. Wystarczy, że zawiesisz na szyi, zamkniesz oczy i poczekasz chwilę. -I co wtedy się stanie?
Uśmiechnął się i wyparował zostawiając niedopitą whiskey.
*** CZĘŚĆ 2***
Zostałem sam z małym kamieniem runicznym i tysiącem iskrzących myśli.
Barman podszedł do mnie widząc, że dopiłem swoją whiskey
-Jeszcze raz to samo?
-Nie, dziękuję. Wystarczy wrażeń na dziś.
Chciałem pozostać w jasności umysłu. Założyłem wisiorek i wiedziałem, że nadszedł czas sprzątania życia.
-Jesteście bliźniakami prawda? - Głos barmana przerwał potok myśli. -Coś w tym sensie... -To widać, ale styl ubierania macie totalnie różny.
Pomyślałem, że nawet nie zwróciłem uwagi na jego odzienie, w ogóle na nic nie zwróciłem uwagi... hm całkowita synchronizacja jaźni, spontaniczna synergia.
Uśmiechnąłem się uprzejmie do barmana i odszedłem w kierunku windy.
***
To był ostatni dzień mojego pobytu szkoleniowego w Tønsberg. Jeszcze tylko wieczorne wręczenie dyplomów i uroczysta kolacja, na którą zupełnie nie miałem ochoty. Moja uwaga skupiona była na zgoła czym innym, a jednak jako wykladowcy, wypadało się tam pojawić.
W uszach wciąż miałem słowa mojego drugiego ja ze spotkania w barze i zdumiewało mnie, że wszystko układało się w tak cudownie nielogiczną całość. Genialna forma chaosu, Colin Kapp byłby zachwycony. ( "Formy Chaosu" Colin Kapp) Och Wszechświecie, błogosławie cie za to, żeś pchnął mnie w przestrzenie fizyki kwantowej.
Zanurzony w potoku myśli, dotknąłem runicznego wisiorka znajdującego się dokładnie na wysokości grasicy i poczułem delikatne mrowienie w stopach. W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi, brutalnie wyrywając mnie z czucia.
-Proszę wejść -Odpowiedziałem. -Dobry wieczór. -A dobry wieczór Anders. Czy to już czas? -Nie, jeszcze nie, ale organizatorzy pytają, czy nie zechciałbyś powiedzieć kilka słów na zakończenie... -Jasne, coś już mam przygotowane. -To swietnie. Nie musi być długie, ot kilka słów. Zatem do zobaczenia na dole.
Jeszcze raz położyłem dłoń na wisiorku i znów to mrowienie w stopach...
-No w końcu cie czuje. Już myślałem, że nie pojawisz się tu -Poczułem szept sączący się gdzieś z głębi mnie samego.
-To ty? -Owszem. Od teraz możemy w ten sposób wymieniać myśli. -Słuchaj, a jak ty masz na imię. -hm.. powiedzmy, ze w moim świecie zwą mnie Mirosław. -Genialne... ja mam na imię Sławomir. Ale skąd w Somalii słowiańskie imię?? -Jesteś fizykiem kwantowym to zrozumiesz na czym to polega, ale najpierw zanim zrozumiesz, musisz to poczuć. -No dobrze Mirosławie, chyba już trochę czuję. -To dobrze. Z czasem nie będziesz już potrzebował wisiorka by złapać synchron ze mną. Jednak teraz miej go przy sobie, wystarczy, że masz go w kieszeni. Wybacz, teraz muszę wrócić do zajęć, a i ty masz za chwilę swoją uroczystość. Zatem udanej przemowy życzę Slawomirze. -No tak... nie lubię takich... ale faktycznie czas wracać. Chociaż mam milion pytań do ciebie. Ej.. a właściwie skąd wiesz, że mam przemowę?? -Wszelkie zrozumienie spłynie na ciebie samo. Wiesz, że energia podąża za uwagą. No panie fizyku, przecież nie muszę ciebie tego uczyć. -Dobra, już nie drwij ze mnie... czuję się jak po kilku drinkach. Faktycznie muszę się ogarnąć. -Bywaj zatem.
*** Cdn.
Comments