Front ciemnych burzowych chmur przybył od północnego zachodu. Mimo iż było wczesne popołudnie, w salonie pociemniało i Wiedźma włączyła małą lampkę, by lepiej widzieć treść zapisaną w jej książce wyjątkowo malutkimi literkami.
Szum zza okna oznajmiał, że właśnie zaczęła się ulewa, na którą tak bardzo czekaliśmy, a ja podniosłem się z fotela i otworzyłem ogrodowe drzwi by wpuścić deszcz do domu.
Pierwszy podmuch orzeźwiającego wiatru, wpadł do salonu wnosząc zapach świeżości letniego deszczu.
Wiedźma uniosła głowę, spojrzała na mnie i powiedziała
-Chcę żebyś mnie teraz pocałował.
-Teraz? Czemu teraz?
-Och nie zadawaj zbędnych pytań mężczyzno tylko całuj.
Przykucnąłem obok zbliżając twarz do jej twarzy, w tym samym momencie mocniejszy powiew wiatru otoczył nas aromatem deszczu, mieszając się z zapachem wiedźmowych włosów.
Zmysłowość połączenia naszych warg, szum deszczowych kropel i niezwykła mieszanka zapachów, na tę chwilę stała się całym naszym światem.
Trwając w tym pocałunku unieśliśmy się i tak wtuleni nie otwierając oczu powolutku sunęliśmy w stronę drzwi prowadzeni energią chwili, aż w końcu stanęliśmy na trawie w strugach ulewy.
Oszołomiony namiętnym całowaniem usłyszałem wiedźmowy szept w głębi duszy
-Amare et sapere vix deo conceditur (nawet Bogu trudno zachować rozsądek w Miłości)
W tym momencie potężny błysk rozdarł niebo i niski bulgoczący odgłos grzmotu przetoczył się nad światem.
Spojrzałem w wiedźmowe oczy, odnajdując w nich czułość najwyższej próby.
-Jesteś córką burzy?
-Jestem kochaniem pozbawionym rozsądku.
Uśmiechnęła się figlarnie, patrząc na mnie świetlistym wzrokiem.
-Widzisz krople na moich policzkach?
-Widzę.
-Zabierz je wszystkie.
Powoli, miękkimi pocałunkami wycałowywałem z jej oblicza kroplę po kropli, a było ich setki i wciąż przybywały nowe….

Comments