Zatopiony w lekturze „Dekretów Teodozjańskich” nawet nie zauważyłem jak szum prysznica wcześniej dochodzący z łazienki, ustąpił pola śpiewnym pomrukom wyraźnie zadowolonej Wiedźmy. Zdałem sobie z tego sprawę dopiero, gdy jeden z dźwięków wiedźmowej mruczanki wymknął się nieco spod jej kontroli i wybrzmiał cokolwiek fałszywie.
-Kochanie, czy to ta piosenka, o której myślę?
Zapytałem z lekkim przekąsem, korzystając z okazji do słownego szturchańca.
-Nie drażnij się ze mną Magu. Lepiej weź się za coś pożytecznego, a nie … kobietę krytykować.
-Co masz na myśli mówiąc „pożytecznego”?
-Na przykład byś dokręcił ten wieszak obok umywalki, bo luźny jest i ręcznik wiecznie spada mi na podłogę, co przeszkadza w śpiewaniu.
Uśmiechnąłem się ucieszony ze skuteczności mojego „szturchańca” i poszedłem do pracowni po wkrętak.
Wszedłem do łazienki, a intensywny zapach wiedźmowej alchemii kąpielowej zakręcił mi w głowie.
Stała całkiem naga przed lustrem, wcierając w ramiona jeden ze swoich ziołowych balsamów.
Mokre, kompletnie potargane włosy, policzki rumiane od gorącej kąpieli, bosa na łazienkowym dywaniku a mięśnie jej łydek i ud lekko napinały się i rozluźniały utrzymując w równowadze balansujące ciało. Wszystko w niej było wyjątkowo wyjątkowe. Wylała na dłoń kolejną porcję aromatycznego mleczka, po czym miękkim ruchem wtarła je w ramiona i dekolt. Patrzyłem na ten swoisty wiedźmowy rytuał, pozwalając mym myślom na swobodną interpretację postrzeganej rzeczywistości.
Zerknęła na mnie z wyraźną satysfakcją w wiedźmowym spojrzeniu.
-Czy chcesz mi tym śrubokrętem krzywdę jaką wyrządzić?
-Skądże, ja tylko chciałem zająć się czymś pożytecznym.
-A to chwalebne z twojej strony, ale myśli twoje mój kochany, krążą wokół zgoła innych czynności. Czyś już zapomniał, że jesteś dla mnie niczym otwarta książka?
-Skądże znowu, z premedytacją pozwalam tobie na swobodne ich przeglądanie. Pamiętaj jednak, że również ja potrafię ciebie czytać wiedźmo cudna.
-Ach no tak, czasami żałuję, że nauczyłam ciebie tej sztuki, ale skoro już tak się stało… powiedz mi proszę, czemu wciąż jesteś w ubraniu?
To mówiąc, poczęła powoli rozpinać guziki mojej koszuli. Upuściłem wkrętak na podłogę a moje dłonie spoczęły na jej biodrach. W tym momencie wiedźmowa świadomość zabłysła pomarańczowym światłem, wzbudzając we mnie zmysłowe ciepło. Objąłem ją mocno a nasze usta spontanicznie zatopiły się w wilgotnej namiętności. Energetyczny wir połączył się w nas, i niczym wicher raz po raz wybuchał mieszając barwy. W tym synergicznym tańcu, kreowaliśmy dla siebie nowe wymiary, nowe przestrzenie, nową zmysłowość daleko wykraczającą poza rzeczywistość, poza granice świadomości. Nie było dla nas takiej materii, której nie mogliśmy przemienić w Miłość.
Nie istniała już taka przestrzeń, której nie wypełniliśmy Miłością.
Nie było też takiego wymiaru, który mógłby Miłość ograniczyć.
Powoli, bardzo powoli, kwant po kwancie, cząsteczka po cząsteczce, komórka po komórce, powracaliśmy do czterowymiarowego świata pięciu zmysłów. Nasze nagie, wilgotne ciała odtwarzały się drżące i wciąż ze sobą splątane, na świadectwo Miłosnego bezkresu.
Oddechy i serca w jednym rytmie przypomniały nam o ręczniku, który spada z luźnego wieszaka, a w moim umyśle odnalazł się ślad z „Dekretów Teodozjańskich”.
-Wiesz kochana, Teodozjusz nie wzbudza mojej sympatii, ale idee Manicheizmu są równie absurdalne.
-Wszystko, co wykreowano bez użycia Miłości, jest niedoskonałe po prostu, mój cudowny Magu. To jak ziemniaki, które wczoraj ugotowałeś bez soli.
-No weź, teraz ty szturchasz mnie słownie…
-Cicho, lepiej mnie przytul.
Stavanger KaftanBlady 26.03.2020
Comments