top of page
Zdjęcie autoraKaftanBlady

Oko w oko z wikingiem, czyli mroki europejskiego niewolnictwa w genetycznym świetle.

Stavanger KaftanBlady 24.02.2019

Temat, który położymy sobie na stole dzisiejszych rozważań, nie będzie należał do łatwych, ale zapewniam Was, że będzie niebywale ciekawy. Długo myślałem nad tym, jak zabrać się do napisania, albo raczej jakiego języka użyć, żeby nie zepsuć felietonu mało zrozumiałym bełkotem. Postanowiłem zatem ograniczyć się do podania tylko niezbędnych faktów, opartych na najnowszych badaniach i analizach historycznych, które doprowadzą nas do miejsca, gdzie rzeczywiście staniemy oko w oko z umysłem pogańskiego wikinga, a dokładniej tym, co nim ongi powodowało.


Na przestrzeni ostatnich 10 miesięcy udało mi się dotrzeć do wielu fascynujących źródeł informacji na temat historii ludów północy. Buszując w gęstwinie internetowych portali naukowych, co krok trafiam na kolejne kryształy wiedzy historycznej. Na szczęście, historycy wciąż mają odwagę przedstawiać wyniki swoich badań w sposób transparentny, a mając dziś najnowsze narzędzia do badania i analiz historycznych, często odkrywają fakty, delikatnie mówiąc „niewygodne”.

Ostatnie lata w świecie nauki to biliony dolarów przeznaczone na badania związane z genetyką. Być może zwróciliście już uwagę na popularny portal „myheritage”, gdzie za kilkaset złotych możecie zrobić sobie badanie i analizę swojego DNA, by prawdziwie odkryć jak głęboko i gdzie sięgają Wasze rodowe korzenie. Ogromne pieniądze przeznaczone na badania nad DNA wydawane są nie bez przyczyny. I wcale nie chodzi tutaj o obrzydliwie bogatych ekscentryków chcących sklonować samych siebie, by posiąść nieśmiertelność.


Na naszych oczach tworzą się podwaliny nowego globalnego systemu informacji o rasie ludzkiej. Jest bardzo wiele gałęzi nauki, które tylko czekają na to, by zaczerpnąć choć trochę wiedzy ze stołu „genetycznej bazy ludzkości”. Wiemy, że w dzisiejszych czasach najcenniejszym towarem jest właśnie informacja. Miliony ludzi, powodowanych często zwykłą ciekawością, decydują się na wysłanie swoich próbek DNA do analizy, przyczyniając się w ten sposób do stałego powiększania tej bezcennej bazy danych. Czemu i komu mogą służyć takie informacje? Otóż głównym zainteresowanym w dostępie do „genetycznej bazy ludzkości” jest Medycyna. Chodzi tu między innymi o przeszczepy, choroby dziedziczone oraz dane statystyczne dotyczące podatności na pewne rodzaje schorzeń w zależności od miejsca pochodzenia. Jak to wygląda w praktyce? No właśnie nasz genom, czyli to, co mamy zapisane w kodzie DNA, może bardzo precyzyjnie pokazać, czy będziemy podatni na jakiś rodzaj schorzenia. Na przykład mieszkańcy niektórych regionów Irlandii znacznie częściej zapadają na mukowiscydozę czy celiakię. Okazuje się, że winny temu stanowi rzeczy jest właśnie niewielki fragment kodu genetycznego, występujący tylko u mieszkańców Ulsteru i okolic.


No dobrze, ale wróćmy do sedna, czyli tych okropnych wikingów.


Zanim przejdę do rzeczy, muszę jeszcze przypomnieć wam takie pojęcie jak mitochondrialne DNA, czyli takie, które u ludzi i większości ssaków dziedziczone jest wyłącznie w linii żeńskiej (czyli córka od matki, matka od babki….).

Rok temu, jeden z mieszkańców Walii skorzystał z możliwości wykonania odpłatnego badania swojego kodu DNA, by dowiedzieć się nieco więcej o rodowych korzeniach. Po otrzymaniu wyniku badań, dotychczasowa wiedza o jego genealogii w 92% potwierdziła się. Rzeczywiście, sięgając do XVI wieku już choćby dokumenty potwierdzają jego walijskość, jednak wynik badań DNA wykazał 8% domieszkę genów bałtycko-słowiańskich. Człowiek ów rozpoczął swoje prywatne śledztwo, by znaleźć tego przyczynę. Nie musiał zbyt głęboko szukać, albowiem historycy już wcześniej dostrzegli ten fenomen i znaleźli jego wyjaśnienie. Bałtycko-słowiańska domieszka mitochondrialnego DNA okazała się być bardzo popularna wśród mieszkańców Skandynawii, Islandii i Wysp Brytyjskich. Skąd się ona tam wzięła? Czyżby kobiety z Pomorza emigrowały zarobkowo do Brytanii już we wczesnym średniowieczu?


Odpowiedź jest może nie tak zaskakująca, co trochę smutna.


Pisałem Wam już kiedyś o jednej z głównych przyczyn, dla których nordyccy wojownicy wybierali się na „Viking” właśnie na Wyspy Brytyjskie. Przyczyną tą była wełna owcza bogata w lanolinę, która w czasach wikingów służyła jako impregnat dla odzieży, oraz, co niezwykle istotne, jako konserwant dla oręża. W lanolinowej kąpieli konserwowały się miecze, tarcze, części metalowych zbroi. Wszystko to, by zabezpieczyć się przed morską wodą i zapewnić wysoką sprawność bojowego sprzętu. Od pewnego czasu, historycy zwracają uwagę na jeszcze jeden czynnik popychający wikingów na grabieżcze wyprawy. Mowa tu o kobiecym „niewolnictwie” i handlu niewolnikami, który, jak sugerują badacze, zdaje się być wręcz główną przyczyną wypraw wikingów. W średniowieczu znane były dwa duże ośrodki europejskiego handlu niewolnikami, i oba znajdowały się na terenach wikingów. Jeden z nich to bałtycka wyspa Gottlandia, a drugi duńskie miasto Hedeby.

Wikingowie porywali kobiety głównie z terenów zamieszkiwanych przez Słowian. Całe Pomorze i kraje bałtyckie, a także tereny wzdłuż rzek, po których łodzie wikingów sprawnie wpływały w głąb lądu, stawały się terenem, gdzie nordyccy wojowie masowo porywali słowiańskie kobiety. Zatem obszar dzisiejszej Polski, Litwy, Łotwy, Estonii to najczęstsze cele niewolniczych wypraw wikingów, ale także tereny Rosji były równie chętnie plądrowane. Z Morza Bałtyckiego, wikingowie wpływali w głąb Rosji zakładając tam obozy, w których grupowano porwane kobiety, by później transportować je właśnie na wyspę Gottlandię i tam sprzedawać.

Kim byli „klienci” na nordyckich targach niewolnic?


Badania historyków wskazują to bez wahania, chodzi o kraje muzułmańskie. Słowiańskie kobiety sprzedawane były „kupcom” przybywającym z krajów muzułmańskich, którzy płacili za nie arabską walutą (obecność arabskich monet występuje dość obficie na terenach Danii i Szwecji). Także niektóre towary z terenów Afryki i Azji były środkiem płatniczym, który satysfakcjonował wikingów. Jeden z dokumentów, znaleziony w dawnym obozie wikingów w Szkocji, wspomina o transporcie 3000 kobiet słowiańskich, wysłanych transportem morskim do Hiszpanii, dla jednego z muzułmańskich możnowładców ówczesnego świata.

Dowody są niezaprzeczalne. Proceder handlu niewolnicami, zapoczątkowany w latach około 850, rozwijał się z dużym powodzeniem. Odkryte na terenie Szwecji specjalne osady niewolników, nie pozostawiają złudzeń co do tego, że było to przedsięwzięcie bardzo lukratywne. Wykopaliska na terenie jednej z takich osad, odkryły przerażającą prawdę na temat tego jak traktowano niewolników w nordyckim świecie. Otóż niewolnik traktowany był na równi z zwierzęciem. Ich status był często nawet niższy niż status cennej zwierzyny domowej. Niewolnicy zwykle mieszkali i jedli razem ze zwierzętami. Te kobiety, którym się poszczęściło, mogły trafić jako służba dla swojego pana czy pani. Do ich obowiązków należały wszystkie prace domowe i gospodarcze, a także jako zwykłe nałożnice. Niewolnice żyły tak długo, jak ich pan czy pani. W przypadku śmierci pana, niewolnicy obcinano głowę i tak rozczłonkowane ciało składano w pochówku razem z właścicielem. Co ciekawe, wikingowie nie nadawali imion swoim niewolnikom, a zwracali się do nich bezosobowo. Tylko niektóre kobiety dostępowały tego zaszczytu, by otrzymać nordyckie imię. Taka niewolnica mogła nawet liczyć na akt łaski i uwolnienia, jednak były to przypadki rzadkie. Kilka takich przypadków historycy odnotowali na terenie Islandii, gdzie kilka niewolnic pozyskanych w Irlandii, z czasem zyskały status społeczny, nawet wyższy, niż przeciętny mieszkaniec wyspy. Takie ustalenia możliwe są właśnie dzięki analizie kodu DNA na odkrywanych szczątkach z dawnych pochówków, jak również mapa występowania słowiańskiej haplogrupy U1a, czyli mitochondrialnego genu dziedziczonego wyłącznie w linii żeńskiej. To niezbity dowód na to, że dawne kobiety słowiańskie i bałtyckie porywane jako niewolnice wniosły genetyczny ślad, którego obecność w sobie odkrywa wielu ludzi na całym świecie.


Informacje te stały się dla mnie inspiracją do stworzenia postaci z opowiadań o Sigrun, która właśnie jako niechciane dziecko brzemiennej niewolnicy znad Odry, stała się wyjątkową kobietą podziwianą w krainie Rogaland, a jej historie… możecie przeczytać we wciąż rozwijającym się cyklu opowiadań o „Sigrun, runicznej dziewczynie”.


Stavanger KaftanBlady 24.02.2019 http://Kaftanblady.com



78 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page