Stavanger KaftanBlady 14.12.2020
W mieście Stavanger jest taki most łączący dwa brzegi cieśniny u wejścia do fiordu Hafrsfjord. Widzę ten most z okien laboratorium, w którym pracuję i też często z niego korzystam, gdy mam ochotę pojechać do kamiennego kręgu czy na złote plaże Jaeren.
Zauważyłem, że zawsze, gdy przejeżdżam most i jadę dalej wzdłuż morza, doświadczam czegoś w rodzaju radosnego uwolnienia. Myślałem, że to efekt świadomości iż jadę do miejsc, które bardzo lubię odwiedzać, ale jest jeszcze coś, o czym teraz Wam opowiem.
W roku 1909 cieśnina u wejścia Hafrsfjord wyglądała zupełnie inaczej. W miejscu obecnego mostu kursował prom, umożliwiający mieszkańcom Kvernevik i Jasund, przedostanie się na drugą stronę fiordu, bez konieczności okrążenia go. W miarę rozwoju dzielnic położonych u brzegów fiordu, przeprawa promowa przestała być wystarczająca i zdecydowano się na budowę mostu. Pierwszy most otwarty został w roku 1925 i miał ciekawą konstrukcję. Ze względu na intensywny ruch wodny na fiordzie Hafrsfjod, most zbudowano w formie przesuwanej na bok kładki. Specjalny mechanizm obrotowy zainstalowany na jednym ze wsporników mostu, umożliwiał obrócenie kładki o 90 stopni, pozwalając w ten sposób na przepłynięcie łodzi rybackich i żaglowych. Most funkcjonował aż do 1967 roku, kiedy zastąpiono go nowym, wysokim betonowym mostem czynnym do dzisiaj.
No dobrze, ale jaki związek ma ów most na Hafrsfjord, z historią, którą chcę Wam opowiedzieć?
Otóż niemal sto lat temu, przy budowie obrotowego mostu na Hafrsfjord, pracował Tormod młody adept sztuki kowalskiej, pomocnik w pracowni kowala, który dostarczał drobne elementy metalowe do mechanizmu obracania mostu.
Każdego dnia, Tormod przemierzał drogę kilkunastu kilometrów piechotą by dostać się najpierw do pracowni kowalskiej, w której wykonywał swoją pracę, następnie by dostarczyć wykonane w pracowni detale na miejsce budowy mostu. Trasa, którą Tormod musiał pokonać, prowadziła dokładnie w tym miejscu, gdzie dzisiaj znajduje się ulica łącząca Most Hafrsfjord z dzielnicą Sola.
Jeden z kowalskich mistrzów, któremu Tormod pomagał w warsztacie, miał piękną córkę o imieniu Katlin. Dziewczyna każdego dnia przychodziła do warsztatu by przynieść ojcu ciepły posiłek i wraz ze swoim pojawieniem się w kuźni, wnosiła tam dziwne światło promiennego uśmiechu, przed którym młody chłopak nie potrafił się obronić. Doskonale wyczuwał moment, w którym Katlin wchodziła do kuźni, i zerkał na nią ukradkiem, sądząc, że pozostaje niezauważony i to były właśnie te krótkie chwile, w których między nimi narodziła się niezwykła miłość.
Ojciec Katlin nie był zbyt przychylny ich zażyłości. Marzyło mu się, że córka znajdzie sobie lepszego kandydata na męża, mimo iż znał chłopaka i widział, że jest dobrym pracowitym człowiekiem. Dlatego gdy Tormod przyszedł do niego by prosić o rękę dziewczyny, Ojciec Katlin nie zgodził się. Postanowił też, by od tej chwili Katlin nie przychodziła więcej do kuźni, mając nadzieję, że w ten sposób ich miłość wygaśnie.
Chłopak z ciężkim sercem przyjął decyzję Ojca Katlin.
Przez kilka tygodni zostawał w kuźni dłużej niż wszyscy i pracował więcej niż wszyscy. Początkowo pracownicy kuźni myśleli, że chłopak w ten sposób usiłuje zagłuszyć smutek i tęsknotę. Tormod jednak chciał własnoręcznie wykonać prezent dla Katlin, by mogła mieć przy sobie coś, co będzie jej przypominać o zakochaniu.
Pewnego wieczora pod koniec pracy, chłopak podszedł do Ojca katlin trzymając w dłoni wykonany przez siebie prezent dla dziewczyny, i zapytał czy zechce jej go doręczyć.
Mężczyzna wziął prezent do ręki i patrząc na to, co otrzymał, nie mógł wydobyć z siebie nawet słowa.
Był to w całości wykuty ze stali liść dębu z wiszącym na drobnym łańcuszku koszykiem w kształcie serca, w którym znajdowało się drugie malutkie serce, a wszystko wykonane z nadzwyczajną lekkością i precyzją i wypolerowane aż do srebrzystego blasku.
Ojciec oddał klejnot chłopakowi i łamiącym się ze wzruszenia głosem powiedział, by ten sam wręczył dziewczynie swój podarunek.
Tormod całą drogę biegł do domu Katlin krzycząc swoją miłość do mijanych po drodze ludzi, drzew i skalistego wzgórza, które dzisiaj mijam po prawej stronie jadąc w kierunku SolaStranden.
Przyszedł taki czas, gdy Katlin przynosiła do warsztatu już nie jeden, ale dwa posiłki. Ja natomiast po niemal stu latach od tamtych wydarzeń, już wiem, czemu tak radośnie mi się jedzie po tej drodze.
Bo życie jest świątynią i dzieją się w nim cuda.
Poniżej zdjęcia przeprawy promowej, fragmentów starego mostu i nowy most nad Hafrsfjord.
Stavanger KaftanBlady 14.12.2020
Comments