Dzień na bezdechu
Stavanger KaftanBlady 19.01.2020

Bo z oddechem jest tak, że raz wdycham powietrze i wtedy zasilam mój organizm w tlen, albo wydycham powietrze a wraz z nim dwutlenek węgla, który jest dla mnie trujący.
Tak się przyglądałem swojemu oddechowi dziś rano, i przyszło mi do głowy, że w momencie, gdy moje płuca wykonują pełny wydech, dochodzę do momentu, gdy wydech się kończy i płuca trwają chwilę w martwym punkcie.
Ciekawy stan, bo właśnie w tej sekundzie nie oddycham a moje ciało nie ma tlenu w płucach. Oczywiście nie umrę natychmiast, ale ten stan nie może trwać zbyt długo. Przychodzi chwila, gdy jakby zmartwychwstaję i nabieram powietrza.
Jest tutaj pewna analogia do przyrody w ogóle. Wszystko ma swoje cykle, są pory roku też jakby analogiczne do oddychania, wdech/ wydech.. Wiosna lato wdech, jesień zima wydech.. cała przyroda „oddycha” nieustannym umieraniem i odradzaniem się na nowo.
Dziś mam dzień, gdy czuję, że wszelka toksyczność, obawy, lęki, osądy… wszystko to wraz z nadchodzącym wydechem zostanie wypchnięte ze mnie, odrzucone. Potem przyjdzie chwila mikrośmierci, bezdechu z pustką, ale to będzie tylko chwila, gdyż znowu nadejdzie czas na nabranie powietrza wraz z nowością chwili.
I tak umieram i odradzam się, w każdej chwili mojego bytowania aż do momentu, gdy już nie nabiorę więcej powietrza, ale odrodzę się w innym wymiarze.
Spojrzałem za okno. Niby zima, ale taka bezśnieżna, mimo to niechybnie wiosna nadejdzie, przyroda weźmie głęboki wdech, w drzewach zaczną płynąć soki i pojawi się zieloność. Zaroi się od ptaków budujących swoje gniazda i czekających na jajko. Wyjdą pająki i zaczną latać motyle…
I wiecie co? Urodzi się moja wnuczka…
Kocham moje dzieci.
Stavanger KaftanBlady 19.01.2020